Pacific Drive to survival osadzony w klimatach postapokaliptycznych, w którym naszym głównym zadaniem jest szpachlowanie rozpadającego się auta. Nietuzinkowy zestaw – prawda? Niestety nie zgrało się to idealnie i od gry, moim zdaniem, łatwo się odbić.
Podróżowanie starym, zdezelowanym kombi w postapokaliptycznym świecie pełnym zagrożeń – czy da się znaleźć ciekawszy sposób na spędzenie weekendu? Pewnie tak, ale właśnie takie atrakcje oferuje nam Pacific Drive – survival z elementami roguelike. Trafiamy do świata jako samotny jeździec zgruzowanego auta i staramy się rozwikłać tajemnicę Olimpijskiej Strefy Wykluczenia.
Akcja Pacific Drive toczy się w USA. Główny bohater prowadzi auto niedaleko wspomnianej strefy i ni stąd, ni zowąd zostaje do niej wciągnięty. Świat po drugiej stronie ogrodzenia jest dziwny, inny, wokół nas latają kamienie, a ziemia jest dziwnie żółta. Kontaktują się z nami "jacyś ludzie", którzy radzą nam, co robić, by przetrwać. Wsiadamy w niezbyt ładny samochód i zaczynamy zabawę zasadniczą.
Mała przygoda, czyli wycieczka w nieznane
Rozgrywka Pacific Drive bazuje na kolejnych wyprawach w nieznane. Prawdziwie nieznane, bo ze względu na elementy losowe każda wycieczka jest inna, nawet jeśli ponownie wybieramy się w to samo miejsce. Rozgrywka podzielona jest na pojedyncze mapy, ale żeby dotrzeć do dalszych lokacji, trzeba przejechać przez kilka ze wspomnianych map.
Zasada jest prosta – po dotarciu do miejsca "x" otwierają nam się drogi do miejsc sąsiadujących z "x". W związku z tym, aby dotrzeć do miejsca "y" musimy odwiedzić "x", wrócić do garażu przez otwarty portal, po czym konieczne jest ponowne wyruszenie w kierunku "x", pokonanie przejazdu do "y" i powrót do garażu portalem z lokacji "y". Jeśli wybieramy się dalej, liczba map do pokonania znowu wzrasta.
W trakcie takich wypadów mamy w zasadzie dwa zadania – nie umrzeć i zebrać surowce (nie licząc rzecz jasna celów fabularnych). Zebrane surowce służą nam do tworzenia nowych narzędzi oraz elementów zastępczych i zestawów naprawczych do naszego pojazdu. Oprócz tego możemy też odblokowywać kolejne schematy i rozwijać zarówno garaż, jak i technologię, z której korzystamy w wozie. Wyprawa kończy się sukcesem, gdy uda nam się wrócić do bazy wypadowej za pośrednictwem wspomnianej bramy – jeśli zginiemy, tracimy zebrane łupy.
Krótka sesyjka przed wyjściem z domu? Na pewno nie w Pacific Drive
Opis gry może kojarzyć się z krótkimi sesjami. Otóż nie tym razem. W Pacific Drive poszczególne eskapady potrafią być długie, trwać nawet godzinę, a w tym czasie zapisać stanu gry nie można. Sytuacji nie poprawia postawienie na losowość – zmieniają się nie tylko skarby, które zbieramy, ale też cały układ map i anomalii, które istnieją tylko po to, by nas zabić.
Łatwo więc po prostu "przepalić" czas, jeśli powinie nam się noga. A o to nie jest trudno. Jeśli nie zadbamy o odpowiedni zestaw narzędzi do przetrwania, dość łatwo możemy wpaść w kłopoty. Naszymi wrogami są wspomniane anomalie, które uszkadzają auto i ranią bohatera. Ale ja miałem duże kłopoty z mrokiem. Gra jest strasznie ciemna i niewiele tu widać nawet z włączonymi reflektorami (a te łatwo rozbić). Po ciemku na kolizję nie trzeba długo czekać.
W Pacific Drive nie ma też typowej mini mapy. Zamiast tego w aucie mamy urządzenie, które ową mapę wyświetla i musimy na nie spoglądać w trakcie jazdy. Łatwo przez to wypaść z drogi lub zderzyć się z czymś, co może istotnie uszkodzić nasz wóz. Chwila nieuwagi może czasem nas kosztować niepowodzenie w całej "rundzie".
Teleportacja nie jest łatwa
Dodatkowym utrudnieniem jest sposób powrotu z wyprawy do garażu. Musimy zdobyć odpowiednią liczbę "kotwic", które naładują nasz wóz w dostatecznym stopniu, by dało się otworzyć "bramę" i teleportować do garażu. Brama otwiera się tylko wtedy, gdy jesteśmy odpowiednio daleko od niej, więc po jej otwarciu rozpoczyna się wyścig, by dotrzeć do celu, nim nakryje nas trująca chmura, niszcząca auto, a przy okazji nas samych. Jeśli ukształtowanie terenu nam nie pomoże, to rajd w stronę portalu staje się strasznie wymagający, a czasem chyba nawet niemożliwy do zrealizowania bez gigantycznych strat.
Szpachla, szpachla i jeszcze raz szpachla
Powrót do garażu – nieważne, czy przy użyciu portalu, czy też przez niepowodzenie – daje nam okazję do naprawy wozu. Możemy to robić na kilka sposobów, ale upraszczając – albo naprawiamy auto szpachlą, albo wymieniamy zepsute elementy. Proces ten jest dość żmudny, wszak nie możemy skorzystać z funkcji "napraw wszystko", tylko pracować nad każdym elementem osobno.
Wszystkie te aspekty rozgrywki sprawiają, że Pacific Drive jest prawdziwym pożeraczem czasu. Nieszczęśliwie wylosowana mapa może wiązać się nawet z kilkudziesięciominutową rozgrywką, która może zakończyć się niepowodzeniem na ostatniej prostej, gdzie kolejna próba może potrwać kilka chwil i pozwolić na powrót do bazy bez szwanku.
Optymalizacja? Nie za bardzo
Sam gameplay był dla mnie męczący. Nierówny poziom trudności sprawia, że granie w Pacific Drive jest naprawdę frustrujące. Sytuacji nie poprawia mizerna optymalizacja. Liczba klatek na sekundę waha się między 20 a 50 w zależności od tego, ile dzieje się na ekranie i to mimo faktu, iż spełniam zalecane wymagania (gra uruchomiona na laptopie z kartą graficzną RTX 2080 i procesorem i7). Nie pomagało nawet wyraźne obniżenie ustawień graficznych - przy najniższych tytuł nadal nie trzymał stabilnych 60 FPS. Nie tego się spodziewałem.
Pacific Drive – uważaj, bo odbijesz się jak gumowa piłka
Pacific Drive to chyba nie gra dla mnie. Nierówny poziom trudności, który momentami nazwałbym nawet nieuczciwym, powoduje frustrację. Niekorzystny układ mapy może uczynić ją piekłem, podczas gdy ponowne rozegranie etapu wiązać się będzie ze "spacerkiem", przynajmniej w porównaniu do podejścia pierwszego.
Bardzo długie wypady, w czasie których nie da się zapisać stanu gry, dość wyraźnie utrudniają znalezienie czasu na rozgrywkę – sam grałem kosztem snu, bo dopiero późnym wieczorem znalazłem czas na dłuższe sesje. Dodatkowo zniechęca kiepska optymalizacja – człowiek zwyczajnie irytuje się, gdy nie może grać w przyzwoitej i stabilnej liczbie klatek na sekundę, szczególnie przy oprawie graficznej, która nie powinna być wymagająca.
Postaram się dać grze jeszcze jedną szansę, ale może za jakiś czas – liczę, że twórcy wypuszczą łatki, które poprawią optymalizację, przez co jeden powód do frustracji zniknie. Na razie Pacific Drive ląduje na półce z grami, które nie skradły mego serca. Jak dla mnie to klasyczny przykład "dziwności" gier indie, które, choć mają swój urok – tu jest nim ogólny klimat – mogą być zwyczajnie irytujące. Pacific Drive nie jest grą dla każdego.
Opinia o Pacific Drive
Opinia o Pacific Drive [Playstation 5]
- klimat świata gry
- dobra ścieżka dźwiękowa
- ciekawe, zróżnicowane anomalie
- horrorowa atmosfera
- dużo opcji ulepszania pojazdu, narzędzi i garażu
- nierówny poziom trudności przez losowość
- czasochłonność poszczególnych sesji rozgrywki
- słaba optymalizacja
- nieciekawa oprawa graficzna
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Ocena końcowa
W artykule znajdują się linki afiliacyjne, przekierowujące do zewnętrznych stron zawierających produkty i usługi, o których piszemy. Otrzymujemy wynagrodzenie za umieszczenie linków afiliacyjnych, jednakże współpraca z naszymi Partnerami nie ma wpływu na treści zamieszczane przez nas w serwisie, w tym na opinie dotyczące produktów i usług Partnerów.
Komentarze
1