Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville – gra dla każdego, od małego do dużego
Pamiętacie serię Plants vs Zombies? A wiecie, że rośliny znów starły się z umarlakami? Najnowsza odsłona ich bitwy pojawiła się tak nagle, że można było ją przeoczyć. Spory błąd. Nie ma bowiem lepszego sposobu na zimową chandrę niż Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville.
- rozgrywka, która potrafi rozruszać nawet największego marudę,; - humor, humor i jeszcze raz humor,; - świetnie pomyślani nowi bohaterowie,; - każda postać z unikalnymi zdolnościami,; - sporo trybów do zabawy,; - obfite nagradzanie za grę,; - wydarzenia specjalne takie jak gwiazdkowy Świątecznik,; - tryb kanapowej kooperacji,; - przyjemna dla oka oprawa wizualna,; - nieinwazyjne mikrotransakcje,; - polska wersja językowa.
Minusy- kampania fabularna dla jednego gracza mogłaby być ciekawsza,; - sporadyczne błędy i problemy z połączeniem.
Rośliny i zombie walczą już ze sobą od blisko dekady. I choć ostatnimi czasy zamiast gier strategicznych upodobały sobie sieciowe strzelanki, to jednak patrząc z perspektywy czasu wyszło im to tylko na zdrowie. No bo kto nie uśmiechnął się choć raz widząc parodię Call of Duty: Modern Warfare w szalonych starciach upartych roślinek z zabawnie wyglądającymi umarlakami w Plants vs Zombies Garden Warfare 2?
Teraz podobnie wielkie pokłady humoru serwuje nam najnowsza odsłona serii zatytułowana Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville. Co prawda, w zalewie gwiazdkowych pewniaków pokroju FIFA 20 i niespodziewanych hitów takich jak choćby Star Wars Jedi: Upadły Zakon tytuł ten przeszedł nieco niezauważony, w świątecznej gorączce warto zwrócić na niego uwagę. Szczególnie, że do świata Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville właśnie zawitały zima, śnieg i święta. Do rodzinnej, wesołej zabawy w sam raz.
Jest Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville - jest zabawa!
Choć na pierwszy rzut oka nowa odsłona serii nie różni się zbytnio od poprzedniczek, Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville ma kilka naprawdę niezłych asów w rękawie. Po pierwsze – nowe, iście szalone klasy bohaterów.
Po stronie umarlaków mamy choćby Gwiazdę Kina Akcji, który wygląda jak młodsza wersja Rambo, tyle tylko, że po jakimś roku leżenia w grobie. Jego dosiadanie rakiety niczym byka i ostrzał obszarowy potrafi wywołać uśmiech nawet u największej zrzędy. Podobnie zresztą jak wygląd i ruchy zamaskowanego mściciela ninja – grzyba Kung Fungusa.
Jednak moim absolutnym numerem jeden jest niewielki żołądź. Ten mały wariat potrafi nie tylko błyskawicznie się poruszać i zadawać szybkie obrażenia, ale też, po zanuceniu pod nosem krótkiej piosenki, zamienić się w rosły dąb o potężnych możliwościach. Mało tego, po przeistoczeniu się w drzewo inne żołędzie mogą zająć strategiczne miejsca obronne w jego koronie ostrzeliwując stamtąd wrogów. Co tu dużo gadać – ekstra patent.
Dzięki tak zabawnym i pomysłowo zaprojektowanym postaciom każda rozgrywka, nieważne czy będzie to sieciowy tryb areny, ogród testowy czy misje w kampanii dla pojedynczego, sprawia niebywałą satysfakcję. Ale najlepsze w Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville jest to, że bardzo łatwo można dzielić te wszystkie super pozytywne emocje z drugim graczem, w trybie kanapowej kooperacji.
Testowałem to z moim synem w specyficznym trybie hordy, który w Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville nazwany został Operacjami Ogrodowymi/Cmentarnymi (w zależności od strony konfliktu, w którą przyjdzie nam się wcielić) i świetnie się przy tym bawiłem. I to nawet wówczas, gdy punktowo syn ogrywał mnie z kretesem za każdym razem wytykając mi jakiż to jestem słaby. Cóż, wojna pokoleniowa wciąż trwa:)
Jasne, ktoś może zarzucić, że w Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville obecne są mało popularne mikrotransakcje. Pojawiły się one jednak dopiero teraz, przy okazji wydarzenia świątecznego i w żaden sposób nie zaburzają balansu rozgrywki. Co więcej, ani przez moment nie czuć, że jest się tu do nich zmuszany.
Owszem, dodatki kosmetyczne, które można w ten sposób szybciej kupić są naprawdę zabawnie pomyślane i dodają zabawie uroku, ale zarówno mi jak dzieciakom, z którymi grałem w zupełności wystarczał ich widok u innych. Już samo to wywoływało salwy śmiechu. No bo jak się tutaj nie roześmiać widząc drzewo ubrane w skórkę różowego słonia, poruszające się na maleńkich nóżkach.
Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville – czy warto zagrać?
Kto będzie najlepiej bawił się w Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville? Oczywiście, dzieciaki. Ale i rodzice mogą mieć tu niezły ubaw. Skoro taki stary koń jak ja, siadając do zabawy „na chwilę”, orientował się po czasie, że minęły już grubo ponad 2 godziny to musi znaczy, że gra dostarcza masę frajdy.
Starcia roślinek z zombiakami wciąż mają bowiem w sobie to coś, ten zawadiacki magnetyzm, przy którym bledną ewentualne niedociągnięcia. Po prostu chce się grać. A że można świetnie bawić się w ten sposób ze swoimi latoroślami – tym lepiej!
Ocena końcowa Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville
- rozgrywka, która potrafi rozruszać nawet największego marudę
- humor, humor i jeszcze raz humor
- świetnie pomyślani nowi bohaterowie
- każda postać z unikalnymi zdolnościami
- sporo trybów do zabawy
- wydarzenia specjalne takie jak gwiazdkowy Świątecznik
- tryb kanapowej kooperacji
- przyjemna dla oka oprawa wizualna
- nieinwazyjne mikrotransakcje
- polska wersja językowa
- kampania fabularna dla jednego gracza mogłaby być ciekawsza
- sporadyczne błędy i problemy z połączeniem
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
dostateczny plus - Grywalność:
dobry plus
Ocena ogólna:
Grę Plants vs Zombies: Bitwa o Neighborville na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy MondayPR reprezentującej Electronic Arts Polska
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- Plants vs Zombies: Garden Warfare 2, czyli jak rwać chwasty dynamitem
- Najlepsze gry o zombie
- Polecane gry na PlayStation 4
Komentarze
2