Czekacie na GTA 6? Nowe Saints Row umili to czekanie. Są jednak i minusy. Recenzja
W teorii nowe Saints Row miało niemal wszystko by zostać hitem – świetną markę, grono zagorzałych fanów i znaną z poprzednich części ekipę twórców. Niestety, coś tu poszło nie tak, bo finalnej grze daleko do humoru i jakości poprzedników. Co zawiodło? O tym w naszej recenzji.
Saints Row – nowa odsłona na nowe czasy
Sami przyznacie, że nie rozpieszczały nas ostatnie miesiące pod względem nowych, mocno wciągających przygodowych gier akcji. Owszem gdzieś tam na początku roku mieliśmy Horizon Forbidden West i Ghostwire: Tokyo, a później Sniper Elite 5, ale raczej trudno uznać, że te kilka niezłych tytułów zaspokoiły „głód” fanów tego typu rozrywki. Lato oczywiście tej sytuacji nie poprawiło, bo prócz bardziej relaksującego Stray i Marvel’s Spider-Man w wydaniu pecetowym nic więcej nie otrzymaliśmy. A przynajmniej aż do teraz…
Tak, nie da się zaprzeczyć, że nowe Saints Row wzbudzało i wciąż wzbudza wiele skrajnych emocji. Niektórym nieco odmienne, niby świeże podejście do tematu zupełnie nie przypadło do gustu, inni – narzekali na zbyt barwne, wręcz Fortnite’owe klimaty, jeszcze inni mieli za złe twórcom, że nie potrafią się zdecydować w którą stronę pójść – w tę komiczną i kiczowatą, z totalnie zwariowanymi aktywnościami czy może potraktować rozgrywkę nieco bardziej na serio, coś jak seria GTA.
Zapewne znajdą się i tacy, którzy klnąc na czym świat stoi stwierdzą, że nowe Saints Row wpisuje się w trend politycznej poprawności – wszak w generatorze naszego bohatera nie ma jasno określonych płci (można stworzyć szefa z piersiami i nieco pełniejszą zawartością gatek), a nasza paczka składa się z osób różnych narodowości. Ale wiecie co? Ja akurat mam to w nosie – dla mnie najważniejsze jest to by gra bawiła. I tu Saints Row daje radę, choć momentami miałem ochotę ze złości wyrzucić gamepada za okno.
Od zera do szefa… młodzieżowej mafii
Zapewne już wiecie, że nowe Saints Row odcięło się od poprzedników, nie tylko stylem graficznym, ale też fabułą, która umiejscowiona została przed wydarzeniami znanymi z dotychczasowej serii. Dzięki temu zabiegowi twórcy mieli carte blanche w kreowaniu świata gry i niemal wszystkiego co się w nim znajduje. Mamy tu więc nowe miasto – Santo Ileso i czwórkę nowych bohaterów, którzy wspólnie będą budować przestępcze imperium.
A wszystko zaczyna się od… stworzenia własnej postaci. I tu twórcy faktycznie się postarali dostarczając wyjątkowo rozbudowany edytor. Uwzględnia on nie tylko takie detale jak rozmiar i kształt ust, tekstura skóry czy widoczne mięśnie i żyły, ale także sposób cenzurowania dolnej partii ciała (tak, nie uświadczycie tu niczego poza piersiami, choć i te da się zasłonić) oraz, co chyba najciekawsze, możliwość wyłączenia symetryczności twarzy i pobawienia się w Pabla Piccasso.
Dalej mamy… ciekawe filmowe wprowadzenie, w którym nowi Święci to już licząca się siła. Niestety, na skutek nie do końca jasnych okoliczności prowadzony przez nas Szef kończy zakopany żywcem w grobie. Sorki za spoiler, ale to wszystko rozgrywa się bez naszego udziału, jeszcze w intro gry. Co najlepsze jednak daje nam już na starcie solidnego kopa by poznać okoliczności tej zadymy i zobaczyć co stanie się dalej.
Wcześniej jednak musimy poznać początek tej opowieści, więc cofamy się w czasie, gdy nasz bohater/bohaterka bierze udział w próbie pojmania szefa pewnego gangu jako rekrut paramilitarnej, świetnie wyposażonej organizacji Marshall. Akcja się udaje, nasza postać awansuje, by za chwilę, na skutek ataku na ochraniane muzeum, wszystko stracić. Cóż więc pozostaje, jeśli nie ma się na czynsz? Oczywiście najbardziej nielogiczny wybór, czyli wejście na drogę gangsterki.
No dobra, może akurat w Saints Row nie jest tak do końca nieracjonalny wybór. Kilku członków naszej ekipy należy już do dwóch, rywalizujących ze sobą gangów – Panteros i Idols, więc i późniejsza decyzja o założeniu własnego, gdy zadarło się z oboma, wydaje się wręcz logiczną konsekwencją. Szkoda tylko, że młodzieżowy styl, który tu przyjęto nie do końca pasuje i do dotychczasowej serii, i do owej gangsterskiej otoczki. No chyba, że faktycznie gangusami są teraz robiący fotki i chwalący się w necie influencerzy. Cóż, zapewne to znak czasu i chęć skierowania tytułu do trochę młodszego, innego już odbiorcy.
Jeśli jednak przymkniemy oko na tę specyficzną konwencję i skupimy się opowiadanych w grze historiach (bo przecież mamy ich tutaj więcej, także za sprawą różnych aktywności pobocznych) to możecie mieć pewność, że szybko wsiąkniecie w Santo Ileso szukając na mapie coraz to nowych powodów do bitki i dobrej zabawy.
Gdzie się nie obejrzysz tam coś do zrobienia
Seria Saints Row słynęła z całego mnóstwa odjechanych aktywności. Ucieszy Was więc fakt, że część z nich powraca w nowej odsłonie, i to niekiedy w nieźle podkręconej wersji. Przykład – słynne już przekręty ubezpieczeniowe, w których nasza postać rzuca się pod koła przejeżdżających samochodów, by wykręcić jak najlepszy wynik „punktowy”. Tym razem dorzucono tu mechanikę rodem z Burnouta, z wybuchającymi samochodami, po nabiciu paska adrenaliny, i trzeba przyznać, że był to strzał w dziesiątkę.
Oczywiście, ciekawych patentów na zabawę jest tu dużo więcej. Mamy więc choćby misję eskortową rodem z Overwatch, atak helikopterem na bazę przeciwnika, holowanie mobilnej wytwórni mety, porywanie food trucków, niszczenie anten telekomunikacyjnych z przelotami wing suitem czy jeżdżenie na dachach samochodów i odpieranie ataków całej chmary pojazdów.
Ba, jest tu nawet zabawa w LARPa, która sama w sobie stanowi jakby osobną, całkiem ciekawą historię, jest porywanie cennych ładunków z pomocą helikoptera, a także likwidowanie różnych celów wskazanych przez apkę Wanted i ciągnięcie toi-toia z „pacjentem” w środku w celu jego „zmiękczenia”. Innymi słowy – mapa San Ileso pęka w szwach od najróżniejszych aktywności… choć by tak było trzeba się wcześniej trochę napracować.
Nowe Saints Row dość powoli dorzuca nam dodatkowych atrakcji. Jeśli skupimy się na tym co już widać na mapie możemy odbić się od gry nim zdążymy wciągnąć się w zabawę. Początkowo wydaje się bowiem, że nowa gra złagodniała. Prócz wybuchowego początku i kilku pomniejszych misji całość przypomina dużo bardziej kiczowate GTA niż to do czego zdążyła przyzwyczaić nas ta seria.
Prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero gdy odblokujemy siedzibę Świętych i zaczniemy inwestować w różne nie do końca legalne przedsięwzięcia na mapie miasta. Właśnie dzięki temu otrzymujemy dostęp do przekrętów ubezpieczeniowych, składowiska odpadów toksycznych, do którego zwozimy pozostawione w mieście ciężarówki czy zadań polegających na przejmowaniu foodtrucków będących przykrywką dla handlu narkotykami. Z wszystkim z tym wiążą się oczywiście nie tylko dodatkowe misje, ale też pasywny dochód, który zasila nasze konto. A do czego sam nam tutaj pieniądze? Oj, jest w nowym Saints Row na co wydawać.
Zarabianie kasy wpisane jest niejako w formułę tej serii. Kupujemy za nią nie tylko owe wspomniane wyżej przedsięwzięcia, ale też coraz to lepszą broń wraz z jej modyfikacjami i całą masę najróżniejszych, czasami wręcz kuriozalnych ciuszków (co powiecie na zakrwawiony kombinezon albo strój loda z posypką?). Są tu jeszcze modyfikacje zdobytych pojazdów i dodatkowe animacje naszej postaci, którymi możemy się pochwalić podczas wspólnej zabawy w kooperacji z innymi graczami.
Co ciekawe, kasa jest też nam potrzebna do odblokowywania miejsc na pasywne talenty zdobywane poprzez zakończone sukcesem wyzwania. Z kolei drzewko umiejętności zastąpiono tym razem liniowym progresem otrzymywanym niejako automatycznie wraz z kolejnymi poziomami doświadczenia. Co ciekawe, na liście znalazły się nie tylko zdolności pasywne, ale też takie, z którym możemy korzystać podczas walki na przykład granat unoszący wrogów do góry, efekt wampiryzmu odbierający siły życiowe trafionym przeciwnikom czy wzywanie pozostałych Świętych do pomocy w starciu.
I tu niestety czeka nas pierwszy zimny prysznic, bo jako że każda z nich wymaga aktywacji kombinacją klawiszy, w danej chwili możemy korzystać tylko z czterech z nich. Niedużo, a do tego rozwiązanie to nie zawsze bywa komfortowe. Przynajmniej na konsoli.
Szaleństwo na hamulcu
Takich nieco sztucznych ograniczeń mamy w nowym Saints Row niestety dużo więcej. Czuć, że zrobiło się nieco poważniej, bo totalnie odjechanych pomysłów wyraźnie brakuje. Jasne, gdzieś tam w głębi czuć ducha dawnych Świętych, ale totalny, bezkompromisowy humor w większości wyparował. Dość powiedzieć, że przez kilka pierwszych godzin zabawy na głos zaśmiałem się może ze dwa razy – pierwszy raz, gdy podpiąłem pod samochód wspomnianego już wyżej toi-toia i rozwalałem nim obóz Idoli, a drugi, gdy jeden z moich kompanów pokazał mi jak ściągać do siedziby świętych przedmioty dekoracyjne (nie uwierzycie, wystarczyło zrobić zdjęcie).
Spytacie zapewne - a jak z pozostałymi rzeczami, z których słynęła seria Saints Row? No cóż, drewniane strzelanie – jest, drewniane sterowanie – też jest. Nawet fizyka wydaje się podobnie wybiórcza – wylecieć przez przednią szybę podczas czołówki jak najbardziej się da, ale już ogarnięcie silnego strumienia wody, który wylatuje przez skasowany hydrant, by nie podbijał auta na 20 metrów w górę to dla twórców chyba zbyt ambitne zadanie. I nie mówcie mi proszę, że to tak specjalnie, bo owszem coś takiego może bawić raz czy dwa, ale już podczas ucieczki przeciwnikom, gdy tracimy wpływ na nasze auto to mocno wkurza.
Zresztą twórcy nowego Saints Row przesadzili też i w innych aspektach rozgrywki. Można na przykład napuścić na siebie policje i gangi podprowadzając jednych na drugich, ale Ci goniący nigdy o nas nie zapomną i nawet ostrzeliwani będą starali się dopaść i naszego, przypatrującego się z dala bohatera. Z kolei driftowanie to już w ogóle jest nieporozumienie – kręcąc „bączka” trzeba uważać, żeby zmieścić się nie tyle na drodze, co wręcz na całej mapie gry. By sensownie korzystać z tej funkcji trzeba aktywować ją na mniej niż jedną sekundę, przy wchodzeniu w zakręt.
Szalone pomysły spłycone do kwestii ubioru? Niestety, trochę tak
Mimo tych moich narzekań nie mogę powiedzieć, że źle się z nowym Saints Row bawiłem. Bynajmniej, radocha bywa tu potężna, szczególnie w tych niektórych, mniej oczywistych wyzwaniach. Zadania główne też potrafią przyjemnie zaskoczyć dostarczając całkiem niezłej dawki emocji, a na koniec i sporej satysfakcji. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że poziom radochy nierzadko ustępował coraz bardziej rosnącemu poziomowi frustracji. Twórcy najwyraźniej nie wyciągnęli lekcji, z którą musiał zmierzyć się Rockstar po zbyt pośpiesznym wydaniu GTA The Trilogy.
Festiwal baboli, czyli "ubaw po pachy"
Myślicie, że przesadzam? No to co powiecie na spadające z estakady samochody, gdy ich kierowcy wystraszą się tego co dzieje się pod nią? Albo policjantów, którzy nie docierają na miejsce misji i stają poza naszym zasięgiem uniemożliwiając nam tym samym jej skończenie? Bo musicie wiedzieć, że w nowym Saints Row niemal każda rozpoczęta aktywność związana ze strzelaniną ogranicza nasze pole manewru nie pozwalając nam wyjść poza pewien obszar (jeśli to zrobimy i czas na powrót się skończy to „game over”).
O dziwo, problemy sprawia też sterowanie, które powiedzmy sobie szczerze, czasami zawodzi, i to na całej linii. I nie mówię tu o tak prozaicznej sprawie jak to, że opcja mająca na PS5 włączać adaptacyjne triggery aktywuje też inwersje ruchu w osi X. To pewnie da się szybko naprawić. Nie wiem jednak jak twórcy poradzą sobie z takimi babolami jak odwrócenie broni w rękach mojej bohaterki, z którym kilkukrotnie przyszło mi się zmagać. O dziwo nie był to problem tylko graficznym, bo w takiej sytuacji nie mogłem ani strzelać ani nawet zmienić broni. Jedyne co pomagało to totalny restart gry. Oj, będzie co naprawiać. Oby tylko udało się wyeliminować wszystkie te irytujące błędy w ciągu najbliższych kilku tygodni.
Saints Row – czy warto kupić?
Choć przy pierwszym kontakcie z nowym Saints Row wcale się na to nie zanosi, wbrew pozorom w nowej grze jest więcej tego wszystkiego za co gracze pokochali tę serię wiele lat temu. Owszem, młodzieżowo-ziomalskie klimaty psują nieco ten obraz, ale czy to wystarczający powód by nawet nie spróbować?
Przyznam szczerze, że sam byłem dość sceptycznie nastawiony do tego tytułu. Nie żebym przesadnie tęsknił za poprzednimi odsłonami Saints Row – w moim odczuciu tamta konwencja już się nieco wypaliła. Mimo to w nowej odsłonie nie przekonywali mnie ani bohaterowie, ani tym bardziej nazbyt krzykliwa stylistyka. O dziwo jednak finalnie bawiłem się tu całkiem nieźle. Może aż takim growym dinozaurem nie jestem, a może po prostu potrafię przymknąć oko na pewne niedociągnięcia.
Niemniej szkoda, że twórcom zabrakło czasu na dopracowanie grafiki (która niejednokrotnie trąci myszką), przemyślenie niektórych mechanik, poprawienie innych i dorzucenie większej ilości szalonego humoru. No i przede wszystkim dokładne przetestowanie gry. Wyłapanie choć części tych najbardziej irytujących bugów znacząco poprawiłoby odbiór tego tytułu. A tak mamy co mamy. Czy to źle? Cóż, to już zależy od Was.
Opinia o Saints Row [Playstation 5]
- obfitujący w emocje początek przygody,
- bardzo rozbudowane tworzenie postaci i spora liczba najróżniejszych rzeczy do jej ubrania,
- ciekawie rozkręcająca się historia i nieźle rozpisani bohaterowie,
- całkiem duże otwarte miasto – Santo Ileso,
- spora ilość najróżniejszych misji, zadań pobocznych i wyzwań,
- ciekawie pomyślane rozkręcanie swojego gangsterskiego przedsięwzięcia,
- świetna, pełna licencjonowanych kawałków ścieżka dźwiękowa,
- możliwość zabawy w kooperacji z innymi graczami,
- humor, choć nie ma go już tyle co w poprzednich częściach serii,
- rozgrywka wciąga i potrafi sprawić sporą frajdę, o ile przyzwyczaimy się do….
- … potężnej ilości niedoróbek i niesamowicie irytujących bugów,
- początkowo mało przyjemne strzelanie (które później delikatnie się poprawia),
- fizyka, która raz jest, a raz nie ma,
- grafika odstaje od tego do czego przyzwyczaiły już nas „nextgeny”,
- trochę spłycone drzewko umiejętności,
- „drewniane” sterowanie,
- pojawiający się znikąd wrogowie.
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Grę Saints Row na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od jej wydawcy - firmy Plaion
Komentarze
9Dużo różu i takich milusich cieplutkich kolorków. Może to fall guys?
Marna podróba GTA 5.
Graficznie to jakieś średniowiecze - na jakiej konsoli jest tak koszmarna grafika ? A jak na PC to jeszcze gorzej dla producenta...
Mogłbym przytoczyć kilka gier które ukończyłem a potem jezdziłem sobie po terenie tylko i wyłącznie by podziwiać krajobrazy !
W tej grze to szkoda gadać...
Tylko na samym chandlu kryptowalutami zarobiłem 75 milionów$!!!!
Wybudowałem posiadlosc za 100 milionów złotych!!! Jezsdze najdroższymi Teslami, podróżuje po swiecie i zaliczam najpięknieszy kobiety świata!! Żyje jak krol!
Ty tesz możesz tak żyć mieć wszystko czego chcesz! Kryptowaluty zamieniają gowno w złoto!
Dlatego zainstaluj aplikacje Crypto com i skorzystaj z mojego kodu polecajacego a otrzymasz az 25$ w cro! N daj se szanse i zostać multimilionerem już dzis!!! Oto mon kod!!!
jjey2xxs9c