Taki gadżet chciałby mieć chyba każdy z nas. Uniwersalny tłumacz według projektantki Rachel Simpson powinien oferować trzy tryby pracy: okienkowy, tekstowy i głosowy. W przypadku okienkowego wystarczyłoby skierować sprzęt na dany obiekt czy produkt, by otrzymać zaciągnięte z sieci informacje na jego temat - przykładowo wskazujesz na pociąg i dostajesz informacje o tym dokąd jedzie, jak długo, i w jakiej cenie są bilety. Takie coś określa się obecnie także rzeczywistością rozszerzoną.
Tryb tekstowy działaby tak, jak obecne tłumacze - wklejasz lub wstukujesz tekst po niemiecku i po chwili masz to samo, tylko po polsku. Oczywiście w grę wchodziłyby wszystkie (no, prawie) języki znane ludzkości.
Nie wiemy natomiast czy bardziej imponujący jest tryb okienkowy, czy głosowy. W głosowym można bowiem porozumieć się z kimś, do kogo normalnie byś nie zagadał (nie, nie chodzi o tę blond piękność, na którą zerkasz ukradkiem każdego dnia w pracy). Przykład: jesteś na azjatyckiej konferencji i spotykasz Japończyków. Mówisz więc po polsku do swojego tłumacza i za chwilę przez wbudowany w nim głośnik wydobywa się twoja wypowiedź, ale po japońsku. Sprytne, prawda? I o to właśnie chodzi w gadżetach i technologiach przyszłości. Obecnie wydają się jak żywcem wyjęte z lektury sci-fi, a tak naprawdę za kilka lat mogą być dostępne w kiosku za rogiem. O ile kioski będą jeszcze istnieć.
Dodatkowe zdjęcia: