Dwunasty kwietnia to ważna data dla eksploracji kosmosu. 60 lat temu Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek poleciał w Kosmos, a 40 lat temu wahadłowiec Columbia rozpoczął pamiętną misję STS-1 i erę lotów na orbitę Ziemi za pomocą pojazdów wielokrotnego użytku.
W 1972 roku zakończono program Apollo, a loty człowieka na Księżyc przeszły do historii. Jednak już wtedy na deskach kreślarskich inżynierów współpracujących z NASA istniał projekt samolotu kosmicznego ostatecznie nazwanego wahadłowcem kosmicznym (stosowana była też nazwa prom kosmiczny).
Wahadłowiec kosmiczny połączenie załogowo-towarowego orbitera wielokrotnego użytku, zdolnego do samodzielnego powrotu z załogą na Ziemię, oraz wykorzystywanych podczas startu ogromnego zbiornika z paliwem i rakiet pomocniczych
Nad jego koncepcją pracowano już od połowy lat 60. XX wieku. Stanowił on znaczący postęp w porównaniu z modułami załogowymi stosowanymi w trakcie misji Apollo, a także radzieckimi Sojuzami. Ostatecznie jednak to te ostatnie, dziś w udoskonalonej wersji, przetrwały próbę czasu.
Atlantis i Sojuz-TM zadokowane do MSK
Budowa pierwszego wahadłowca rozpoczęła się w 1974 roku. Jednak upłynęło jeszcze osiem lat zanim wykonano pierwszy lot orbitalny. Dziś każdy może sam zbudować sobie wahadłowiec. Na przykład z klocków LEGO. Są też modele do sklejania.
Pierwszym wahadłowcem w historii był Enterprise, ale nie poleciał on w kosmos
Zbudowano go w celu testów w atmosferze i to nie startów, a lądowania. Miał on wyłącznie atrapy silników, nie miał też osłon termicznych, co czyniło go kompletnie nieprzydatnym dla lotów orbitalnych. Ten testowy wahadłowiec startował z pokładu specjalnie przystosowanego Boeinga 747. Takie zmodyfikowane Jumbo Jety wykorzystywano w epoce wahadłowców do ich transportu pomiędzy bazą Edwards w Kalifornii, a centrum Kennedy’ego na Florydzie.
Columbia wraca na Florydę po swojej pierwszej misji
Czyli z miejsca, gdzie wahadłowce czasem kończyły swoją misję lądowaniem jak samolot (w ostatniej fazie wspomaganym spadochronami), do miejsca gdzie rozpoczynały misje startując jak rakieta. Wahadłowce lądowały także bezpośrednio na Florydzie, a Columbia również w bazie White Sands w Nowym Meksyku.
Nazwy wahadłowców upamiętniały znane z historii odkryć geograficznych jak i eksploracji kosmosu statki oraz pojazdy. Enterprise początkowo miał nazywać się Constitution, ale ostatecznie jego nazwa nadana na cześć fikcyjnego statku USS Enterprise z serialu Star Trek.
Pierwszy samodzielny lot atmosferyczny, który trwał 5 minut i 21 sekund, Enterprise wykonał w sierpniu 1977 roku. Potem były jeszcze dwa loty we wrześniu i dwa w październiku tego samego roku. Na tym zakończono teksty atmosferyczne, a kolejny był już załogową próbą orbitalną wykonaną przez Columbię.
Lot Enterprise z osłoną silników
Lot z odłoniętymi atrapami silników
Przekształcenie Enterprise we w pełni funkcjonalny pojazd kosmiczny było rozważane dwukrotnie. Za każdym razem przeszkodą okazywały się zbyt wysokie koszty takiej zmiany.
Pierwszym wahadłowcem na orbicie była Columbia, w 20 rocznicę lotu Gagarina
Czy wiedzieliście, że Columbia miała w swoim oznaczeniu numer 102 (dokładnie OV-102). Starsi pewnie skojarzą to z pewnym czołgiem, ale wróćmy do rzeczywistości, a dokładnie roku 1981. Były to czasy bardzo burzliwe nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. W USA z początkiem roku prezydentem został Ronald Reagan, na którego już w trzecim miesiącu prezydentury dokonano zamachu. Ten sam prezydent stał za ideą Wojen Gwiezdnych jak potocznie zwano program SDI (Space Defense Initiative), którego celem była ochrona USA przed atakiem rakietowym ze strony Związku Radzieckiego. Sam program SDI okazał się jedynie koncepcją, natomiast wahadłowce były jak najprawdziwsze.
Noc przed 12 kwietnia 1981 roku na platformie startowej 39A
Zdjęcia startujących i umieszczonych na platformie startowej wahadłowców stały się symbolem zaawansowania NASA i człowieka w eksploracji kosmosu. Ikoniczne fotografie do dziś stanowią jedne z najatrakcyjniejszych wizualnie fotografii startujących pojazdów kosmicznych
I oto 12 kwietnia 1981 roku rozpoczęła się misja STS-1. Chciałoby się powiedzieć, że bez problemów, ale tak nie było - niespełna miesiąc przed startem Columbii wydarzył się wypadek, w wyniku którego zmarło trzech pracowników platformy.
Losy wahadłowców to także długa historia pełna decyzyjnych i konstrukcyjnych pomyłek. Astronauci w trakcie pierwszej misji mieli do dyspozycji 22 opasłe instrukcje, a procedury awaryjne liczyły setki kroków. Najważniejsze było jednak to, że Columbia poleciała. I choć Związek Radziecki już od roku konstruował swoją wersję wahadłowca, to ostatecznie poprzestał na jednym tylko locie orbitalnym w 1988 roku. Warto za to podkreslić, że bezzałogowym. Amerykańskie wahadłowce nie latały na orbitę bez załogi.
John W. Young i Robert L. Crippen, załoga misji STS-1
STS to skrót od Space Transportation System. Do tego akronimu dodawano po kresce liczbę, a czasem i literkę, które oznaczały kolejną misję. Nazewnictwo nie było w pełni chronologiczne, a lotów o pewnych numerach jak STS-10 w ogóle nie było.
Pierwszy lot był też pierwszym orbitalnym lotem załogowego pojazdu NASA, który nie został poprzedzony taką samą misją bez załogi. Na szczęście nic złego się nie stało i NASA rozpoczęła nowy etap eksploracji kosmosu, w którym obecność człowieka na orbicie przestała ostatecznie być tylko elementem wyścigu propagandowego.
Start Atlantis niemal 30 lat po pierwszym locie Columbii
Start Columbii odbył się dokładnie w 20 rocznicę lotu Jurija Gagarina, pierwszego człowieka w kosmosie. I o ile lot Gagarina trwał tylko 108 minut, w trakcie których Ziemia okrążona została jeden raz, to Columbia w trakcie prawie 55 godzinnego lotu okrążyła ziemię kilkadziesiąt razy. Późniejsze loty wahadłowców były dłuższe, najdłużej samodzielnie w kosmosie przebywała również Columbia, około 17 dni i 16 godzin.
Wostok 1, ciasny jednoosobowy pojazd Gagarina ważył 4,7 tony. Startowa masa wahadłowca Columbia podczas jej ostatniego lotu wynosiła 120 ton, w tym 14,5 tony ładunku i 7 członków załogi
Wahadłowce na przestrzeni lat wykonywały nie tylko samodzielne misje orbitalne, ale dokowały też do stacji kosmicznej MIR, a później także do MSK. Teoretycznie pozwalało to wydłużyć czas trwania misji, a także w wygodny sposób dostarczać dodatkowe zapasy dla astronautów i kosmonautów na tych stacjach.
Atlantis zadokowany do stacji MIR w 1995 roku, po prawej przed połączeniem. W luku towarowym widoczny SpaceLab i złącze dokujące
Pięć z sześciu wahadłowców poleciało w kosmos
Wahadłowców, które były zdolne do lotu w kosmos zbudowano pięć. Pierwsza była Columbia (27 udanych misji, 1 zakończona katastrofą), potem zbudowano Challengera (9 udanych misji, 1 zakończona katastrofą) oraz Discovery (39 udanych misji) i Atlantis (33 udane misje). Początkowo zrezygnowano z budowy wahadłowca Endeavour (25 udanych misji), ale po katastrofie z 1986 roku zdecydowano dokończyć jego konstrukcję. Pierwszy lot odbył on w maju 1992 roku.
Najdłużej w służbie, licząc czas od pierwszej do ostatniej misji, pozostawał Discovery
Startował jak rakieta, lądował jak szybowiec
Sam orbiter nie był zdolny do samodzielnego startu. Miał co prawda zapasy paliwa na manewry orbitalne, ale to ogromny zewnętrzny zbiornik o charakterystycznym pomarańczowym kolorze, za który odpowiadała pianka izolacyjna (pierwsze dwie misje miały zbiornik pomalowany białą farbą), umożliwiał mu start z Ziemi. Wypełniano go paliwem potrzebnym do osiągnięcia orbity. Stanowił je ciekły wodór i ciekły tlen jako utleniacz. Dwie mniejsze dodatkowe rakiety wspomagające wykorzystywały paliwo stałe.
Lądowanie Discovery, tym razem na Florydzie
Główny zbiornik po odłączeniu od wahadłowca już wysoko nad Ziemią, ulegał zniszczeniu w atmosferze, elementy dodatkowych rakiet dzięki zastosowaniu spadochronów udawało się odzyskać do kolejnych misji. W pewnym sensie, tę ideę kontynuuje SpaceX wraz z projektem rakiety Starship, jednak koncepcyjnie jest to całkowicie inne rozwiązanie. Wahadłowce wyposażono w trzy silniki na paliwo ciekłe. Były też dodatkowe silniki pomocnicze przydatne w trakcie manewrów orbitalnych.
Laptopy towarzyszyły misjom wahadłowców od samego początku. Wykorzystywano je do kontrolowania urządzeń wahadłowca, a potem, gdy stały się wydajniejsze, także podczas eksperymentów
Na przestrzeni lat zmieniano konstrukcję rakiet nośnych, by poprawić ich wydajność, a także uczynić je pewniejszymi. Warto nadmienić, że konstrukcja głównego silnika wahadłowców przetrwała próbę czasu jeśli tak określić decyzję o wykorzystaniu jej w zmodyfikowanej wersji do budowy pierwszych rakiet nośnych SLS. Jak wiemy mają one być elementem misji załogowych w ramach programu Artemis, czyli na swój sposób wskrzeszonego projektu Apollo.
Silniki przygotowywane dla misji Artemis III
Sylwetka wahadłowca kształtem przypominała samolot, z kokpitem na przedzie oraz ogromną przestrzenią ładunkową. Jej pokrywy w trakcie lotu były otwierane, co nadawało wahadłowcom charakterystyczny wygląd. Wahadłowce nie były pojazdami pasażerskimi, ale tak właśnie zostały one sparodiowane w komedii Spokojnie to tylko awaria, w której część ładunkową potraktowano jako kabinę pasażerską fikcyjnego wahadłowca Mayflower One napędzanego... węglem.
W przestrzeni ładunkowej można było umieścić różnorodne towary. Satelity, które wahadłowce wynosiły na orbitę, największym był teleskop Hubble, ale również specjalny moduł laboratorium (SpaceLab), w którym astronauci prowadzili badania w trakcie lotu. Laboratorium, które było europejskim wkładem w program wahadłowców używano od 1983 do roku 1998. Z kolei tylko w trzech misjach wykorzystano miejszych rozmiarów moduł logistyczny SpaceHab. Potem ich rolę przejęła MSK znacznie lepiej do tego zadania przystosowana.
Naprawa i serwisowanie Hubble w 1997 roku
Ważną rolę w wahadłowcach odgrywało tzw. Canadarm, czyli robotyczne ramię manipulatora, za pomocą którego przechwytywano i wypuszczano w kosmos satelity. Pod koniec kariery wahadłowców, ramię to służyło też do inspekcji poszycia wahadłowca na orbicie w poszukiwaniu ewentualnych uszkodzeń osłony termicznej. Dziś kolejna generacja tego ramienia pracuje na MSK.
Hubble przechwycony przez Atlantis, po lewej i prawej robotyczne ramię
Osłona termiczna, prawdopodobnie największa zmora konstruktorów wahadłowców
Piętą ahillesową wahadłowców kosmicznych był ich system termicznej izolacji. Nie tylko sprawiał liczne problemy podczas produkcji, ale też był podatny na uszkodzenia, które mogły doprowadzić do katastrofy. Składał się z różnych elementów, wśród których najbardziej znane są płytki ceramiczne i płytki z włókien węglowych, które chroniły najbardziej narażony na wysoką temperaturę, sięgającą 1650 stopni Celsjusza, dziób, spód wahadłowca i części skrzydeł stanowiące krawędź natarcia.
Wahadłowiec Discovery na orbicie - dobrze widoczne płytki ceramiczne i pozostałe osłony
Wymiana płytki termicznej w osłonie wahadłowca Atlantis
Mniej najgrzewające się części wahadłowca przesłonięte były elastycznymi pokrywami, podobnymi do kocy termicznych.
Ciekawostka - dlaczego na orbicie wahadłowiec latał z otwartą komorą towarową zwrócony nią w kierunku Ziemi
Pierwsza myśl jaka przychodzi nam na myśl, to lepsze widoki przez okna wahadłowca na Ziemię. Z pewnością taka orientacja wahadłowca była w tym przypadku korzystna, ale powód był istotniejszy. Wewnętrzna strona pokryw komory towarowej były bowiem w praktyce pokryte ogromnymi radiatorami.
Dlatego konieczne było otwarcie tych klap, by rozpraszać ciepło generowane w trakcie lotu wewnątrz wahadłowca. Zwrócenie otwartych klap, a zarazem górnej części wahadłowca w stronę odwrotną od kierunku ku Słońcu, czyli ku Ziemi, zapewniało efektywniejsze chłodzenie, a zarazem skuteczniejsze wykorzystanie lepiej izolowanego termicznie spodu wahadłowca.
Poza tym wahadłowiec latał tyłem do przodu, gdyż w ten sposób był lepiej chroniony przed śmieciami, które mógł napotkać w swoim ruchu orbitalnym. Taka orientacja pozwalała też wygodnie rozpocząć proces opuszczenia orbity, wiążący się z hamowaniem, i lądowanie na Ziemi.
Komputery na wahadłowcach - nie obyło się bez laptopów
Choć zewnętrzne na przestrzeni 30 lat wahadłowce zmieniły się nieznacznie, to wciąż modernizowano elementy konstrukcyjne, komunikacyjne i nawigacyjne (w 1993 roku zdecydowano się zastąpić system nawigacji wykorzystujący radiolokację poprzez odbiorniki GPS).
Na początku XXI wieku zmieniono przestarzały kokpit z masą przycisków, dźwigni i mechaniczno-analogowych instrumentów jak w pojazdach Apollo. Zastosowano system kontroli lotu podobny jak w Boeingu 777. Zamiast czterech monochromatycznych kontrolnych kineskopowych monitorów (trzy znajdowały się z przodu pomiędzy fotelami załogi, jeden z tyłu) zastosowano wielofunkcyjne ekrany LCD.
Tak wyglądał oryginalny kokpit wahadłowca w trakcie pierwszej misji załogowej
Kokpit pod koniec kariery załogowych wahadłowców. Nie wszystko uległo zmianie
Zawsze jednak zintegrowane komputery, z perspektywy ówczesnych pecetów, były niezbyt nowoczesnymi jednostkami. Tak to już jest w kosmosie, że główne jednostki obliczeniowe mają być przede wszystkim super niezawodne. Dlatego stosuje się nie najnowsze zdobycze techniki, ale to co jest już sprawdzone.
W latach 80. zamiast pamięci półprzewodnikowych w wahadłowcach wykorzystywano jeszcze pamięć ferrytową, czyli technologię pamiętającą czasy, gdy człowiek stawiał pierwsze kroki w drodze do podboju kosmosu.
Oryginalne oprogramowanie wahadłowca liczyło 400 tysięcy linii kodu
Zadaniem głównych komputerów wahadłowca było sterowanie pojazdem. Do innych zadań, jak i wygodnej komunikacji z systemami wahadłowca, z czasem coraz częściej wykorzystywano laptopy. To były najczęściej zmienianym elementem wyposażenia wahadłowca.
Na pokładzie Discovery w 1991 roku
W listopadzie 1983 roku na pokład Columbii zabrano GRiD Compass II 1101, jeden z pierwszych laptopów w historii komputerów. Wybrano go ze względu na zastosowanie jako pamięci masowej tak zwanej pamięci bąbelkowej (magnetyczna pamięć stała) zamiast mechanicznego talerzowego dysku. W porównaniu do seryjnego produktu dodano wentylator, by wymusić obieg powietrza.
Astronautka Sunita L. Williams w przejściu pomiędzy górnym, a dolnym pokładem wahadłowca Discovery w 2006 roku
W grudniu 1993 roku astronauci misji STS-61 po raz pierwszy zabrali na orbitę IBM ThinkPad, model 750S. Przydał się on podczas naprawy teleskopu Hubble’a. Potem intensywnie wykorzystywano modele 755C, 760ED, 760XD i w końcu A31p. Liczba zabieranych przez astronautów laptopów IBM zmieniała się zależnie od misji. Zdarzało się, że na pokład zabierano ich kilkanaście i więcej.
Na 135 lotów dwa fatalne wypadki - jeden przy starcie, drugi podczas lądowania
Program wahadłowców od samego początku był bardzo kosztowny. A mimo to, wahadłowce latały coraz częściej.
W 1981 roku Columbia na orbitę poleciała jeszcze raz, w listopadzie. Rok później lotów było 3. W 1982 roku do floty dołączył Challenger, a czwarty listopadowy lot wahadłowca był tez pierwszym z sześcioosobową załogą. W 1985 roku aż 9 razy latano wahadłowcami na orbitę. W 1986 roku po pomyślnej sześciodniowej misji Columbii na początku stycznia, zaplanowano start Challengera na 22 stycznia.
Start Challengera w ostatnią misję
Start był kilkukrotnie przekładany ze względu na opóźnienia w realizacji wcześniejszej misji, potem ze względu na złą pogodę. Nawet 28 stycznia, w dniu startu, opóźniono go o dwie godziny ze względu na awarię systemu przeciwpożarowego podczas tankowania ciekłego wodoru.
W końcu misja STS-51C rozpoczęła się, ale już w pierwszej sekundzie po starcie dała o sobie znać nieszczelność na styku jednej z rakiet pomocniczych i głównego zbiornika. Wykryto ją dopiero później podczas analizy zdjęć, natomiast w chwili startu wszystko wydawało się iść po myśli załogi. Niestety po 59 sekundach pojawiły się pierwsze oznaki pożaru, potem nastąpiła destabilizacja ciśnień w rakietach pomocniczych, płomienie się rozprzestrzeniły, a w 73 sekundzie uległ zniszczeniu główny zbiornik paliwa. Wahadłowiec w wyniku ogromnego przeciążenia rozpadł się na części, które jeszcze chwilę się wznosiły. Siedmioosobowa załoga nie zginęła od razu, choć szybko zaczęła się dusić. Prawdopodobne jest, że zabiło ich ogromne przeciążenie w momencie uderzenia sekcji załogowej po upadku na Ziemię.
Dwa tragiczne wydarzenia z 1986 roku, które zapisały się w historii, to awaria elektrowni w Czernobylu i katastrofa Challengera
To była pierwsza z dwóch katastrof wahadłowców, która spowolniła całą NASA. Nie tylko program lotów załogowych (wstrzymano je na dwa lata), ale także naukowy, w tym wystrzelenie teleskopu kosmicznego Hubble (wyniósł go na orbitę Discovery dopiero w kwietniu 1990 roku) oraz sondy Galileo (zamiast w maju 1986 roku poleciała na pokładzie Atlantis w październiku 1989 roku).
Rok 1990 - czasy świetności wahadłowców. Dwie platformy w kompleksie 39 zajęte przez promy kosmiczne - na pierwszym planie Columbia, w tle Discovery.
Lata 90 to dobre czasy dla wahadłowców. Latały po 7-8 razy rocznie i dopiero w ostatnich dwóch latach dekady nastąpiło spowolnienie programu. Potem znowu zwiększono liczbę startów, aż w 2003 roku Columbia uległa zniszczeniu podczas trudnego etapu przejścia przez zewnętrzne warstwy atmosfery. Przyczyną było uszkodzenie fragmentu osłony termicznej tuż po starcie, jeszcze przed osiągnięciem orbity, przez kawałek pianki, który oderwał się od głównego zbiornika paliwa.
Program wahadłowców pochłonął czternaście ofiar astronautów - po lewej załoga Challengera z 1986 roku, po prawej Columbii z 2003 roku
Stracono po raz kolejny siedmioosobową załogę, a cały program wahadłowców nie odzyskał już dawnej świetności. Starty w bardzo ograniczonej liczbie realizowano już wyłącznie w sytuacjach, które wymagały takich misji (jak ostatnia misja serwisowa w 2009 roku, w trakcie której modernizowano po raz piąty i ostatni teleskop Hubble’a). Zmniejszenie liczby startów było też konsekwencją przeniesienia ciężaru finansowego na budowę MSK, która od 2001 roku pozwala ludziom stale przebywać na orbicie.
Pierwsza załoga wahadłowca liczyła dwie osoby, ostatnia cztery. Zwykle wahadłowcem latało 5 do 7 osób, a najliczniejsza misja liczyła 8 członków załogi
Łącznie ze 135 misji wahadłowców, sukcesem zakończono 133, co pomimo szacunku dla czternastu ofiar Challengera i Columbii, należy uznać za ogromne osiągnięcie. Ostatnim wahadłowcem w kosmosie był Atlantis, który w ramach misji STS-135 odwiedził MSK w 2011 roku.
Sally Ride pierwsza amerykanka w kosmosie i Frederick D. Gregory
Co osiągnięto dzięki lotom wahadłowców?
Wahadłowce przyczyniły się do postępu badań w stanie nieważności w praktycznie każdej dziedzinie nauki. Dzięki nim na orbitę trafił wspomniany Hubble, sonda Galileo, która badała Jowisza, Magellan, który wykonał radarowe mapy powierzchni Wenus i zbadał jej pole grawitacyjne, a także sonda Ulysses, która z kolei zapisała się w historii badań obszarów biegunowych Słońca oraz komet i Jowisza. To tylko najważniejsze z wielu satelitów badawczych i telekomunikacyjnych, które wyniesiono w ten sposób na orbitę. Pewnych operacji, szczególnie serwisowania Hubble'a, nie dałoby się zrobić bez wahadłowców.
Sonda Galileo i Magellan tuż przed separacją od wahadłowca Atlantis (obie misje miały miejsce w roku 1989)
Odłączenie satelity telekomunikacyjnego SBS-4 oraz TDRS-3 od Discovery (pierwsza misja miała miejsce w 1984 roku, druga w 1988)
Jednak tym co przyświecało budowie wahadłowców nie była czysta nauka. Wahadłowiec miał być efektywnym środkiem do transportu ludzi i towarów na orbitę, narzędziem przydatnym przy budowie stacji kosmicznej, której plan administracja Ronalda Reagana zatwierdziła już w 1984 roku.
Życie i praca na pokładzie wahadłowca
Niewątpliwie Międzynarodowa Stacja Kosmiczna jak ostatecznie nazwano wysiłek nie tylko NASA, ale i ESA, Roskosmosu oraz JAXA, a także wielu innych państw, nie powstałaby tak szybko gdyby nie pomoc wahadłowców. Lecz ich przydatność w miarę rozrastania się MSK malała.
Dlaczego zakończono program załogowych lotów wahadłowcami?
Program wahadłowców kosmicznych już od samego początku był mocno krytykowany. Z perspektywy czasu okazał się bardzo nieekonomicznym rozwiązaniem problemu transportu towarów i ludzi na orbitę. Na dodatek wahadłowce były bardzo skomplikowaną konstrukcją, co utrudniało komunikację na etapie przygotowań do lotu, a także ułatwiało popełnianie błędów na etapie podejmowania decyzji o starcie, nie mówiąc już o obsłudze. W praktyce nie było dwóch identycznych wahadłowców.
Instalacja silników promu Atlantis po ich uprzedniej inspekcji
Główny zbiornik paliwa łączony w wahadłowcem Atlantis
W momencie zakończenia programu (rok 2011) całkowity koszt programu wahadłowców oceniono na około 200 miliardów dolarów. Tym samym był to projekt znacznie kosztowniejszy niż MSK (150 miliardów), ale takie porównanie byłoby krzywdzące dla wahadłowców, wszak cena MSK to również cena 36 lotów wahadłowcami, które pomogły zbudować tę stację. Poza tym MSK wciąż funkcjonuje, a sama NASA wydaje obecnie około 4 miliardów dolarów rocznie na jej eksploatację.
Przed startem do ostatniej misji w historii
Wiele lat później NASA porównała koszty lotów w przeliczeniu na cenę jednego miejsca. Najkosztowniejszy, co nie jest zaskoczeniem, był program Apollo przy cenie około 390 milionów dolarów przypadających na astronautę. Lepszym porównaniem są koszty misji orbitalnych, a tutaj najwięcej kosztowały właśnie wahadłowce z ceną 170 milionów dolarów na miejsce. To więcej niż koszty lotów w trakcie misji Mercury i Gemini (odpowiednio 142 i 117 milionów dolarów). Nic więc dziwnego, że cena lotu załogowym pojazdem SpaceX Dragon wynosząca 55 milionów dolarów za miejsce (przy 4 osobowej załodze), jest wysoce atrakcyjna.
Wahadłowce miały być w założeniu tanimi w eksploatacji kosmicznymi taksówkami. Tej roli w zasadzie nigdy nie udało się im spełnić
Decyzja o zakończeniu programu lotów nie była podyktowana wyłącznie kurczącym się budżetem NASA. Koszty eksploatacji nie uzasadniały ogromnego ryzyka dla życia astronautów jakie wiązało się z lotem wahadłowcem.
Atlantis wraca na Ziemię z MSK
Co prawda w 2011 roku trzem działającym wahadłowcom daleko było do emerytury, ale były to konstrukcje już sprzed kilkudziesięciu lat, z roku na rok coraz starsze. Nawet loty rosyjskim Sojuzem okazały się dwukrotnie tańsze w przeliczeniu na astronautę niż loty wahadłowcami.
Źródło: inf. własna, NASA JPL
Czytaj więcej na temat ciekawych projektów NASA:
- Żelazne asteroidy mogą być warte fortunę - NASA zbada największą z nich
- Jak na Ziemię wrócą próbki skał zebrane przez Perseverance? Czy to ma sens? Co już mamy w ziemskich laboratoriach?
- SpaceX „pomoże” NASA w dowożeniu ludzi na Księżyc. Jak?
Komentarze
6(W kilka lat Polska stała by się kosmiczną potęgą) :-)
Co do wahadłowców, to miałem okazję być w LA w 2012r, gdy Endavour był przewożony do muzeum techniki ulicami miasta na wielokołowej platformie. Swoim rozmiarem zrobił na mnie wrażenie. Z resztą wahadłowce zawsze mi sie podobały. Pamiętam jak będąc w podstawówce wysłałem parę razy list do NASA o prospekty lub zdjęcia. Niezła była radocha jak rzeczywiście coś przysłali, choć mogli równie dobrze olać sprawę bo w końcu to były wczesne lata 90-te i jeszcze nie było takiego ocieplenia pomiędzy zachodem i wschodem.
Tak czy siak żałuję że zakonczyły swoją służbę, choć w porównaniu z Buranem spotkał ich o niebo lepszy los.