Call of Duty: Black Ops Cold War – ujawniono oficjalnie tytuł nowej części CoDa. Młodszych graczy mógł on zaskoczyć, ale dla nas Black Ops od zawsze kojarzył się właśnie z zimną wojną. Wspominamy więc czasy, kiedy czarna seria polowała jeszcze na Castro i latała do Wietnamu.
- rewelacyjna hollywoodzka kampania fabularna,; - niezła oprawa audiowizualna kampanii,; - świetny klimat zimnej wojny, podkreślany przez efektowne przerywniki filmowe,; - powrót znanych postaci i nawiązania do poprzednich części,; - parę ciekawych nowinek w kampanii i trybie wieloosobowym.
Minusy- mało oryginalne i gorsze, niż w poprzednich częściach rozgrywki sieciowe,; - nijaki tryb zombie,; - bardzo przeciętna grafika trybu wieloosobowego,; - sporo mniejszych i większych błędów.
Call of Duty: Black Ops Cold War – bez zaskoczenia, ale ze sporymi oczekiwaniami
Po miesiącach domysłów i niepewności, wreszcie potwierdziły się oczekiwania fanów. Ogłoszono bowiem wszem i wobec, że nowa część kultowego CoDa, tak jak przewidywało wielu graczy, będzie nosiła tytuł Call of Duty: Black Ops Cold War. Wiemy też z wcześniejszych obietnic Activision, że Call of Duty: Warzone (czyli darmowy battle royale) zostanie połączony z nową odsłoną serii.
Oprócz tych szczątkowych informacji, mamy jeszcze krótki zwiastun zmontowany z oryginalnych materiałów z czasów zimnej wojny, których ramę stanowi wywiad z byłym agentem KGB Jurijem Bezmienowem. Na razie to tyle, a więcej mamy się dowiedzieć już za parę dni, 26 sierpnia.
Co najcieplej wspominamy z zimnowojennych misji poprzednich Black Opsów?
- Helikoptery w Wietnamie
- Zamach na Fidela Castro
- Spotkanie z Kennedym
- Ucieczkę z Workuty
- Atak na radziecki kosmodrom
- Ucieczkę po dachach Hong Kongu
- Konną szarżę w Afganistanie
- Bitwę na równinach Angoli
I chociaż to trochę za mało, by stwierdzić jednoznacznie, czym będzie nowy Black Ops, już teraz można co nieco wywnioskować. Przede wszystkim taka forma przedstawienia gry sugeruje, że tym razem (w przeciwieństwie do Black Ops IV) dostaniemy pełnoprawną kampanię fabularną. Do tego można się też domyślać, że Call of Duty: Black Ops Cold War (podobnie jak wcześniej Call of Duty: Modern Warfare) będzie powrotem do korzeni – tym razem czarnej podserii CoDa.
Właśnie – korzeni. Wielu młodszych graczy kojarzy markę Black Ops przede wszystkim z futurystycznymi gadżetami, egzoszkieletami i zawrotnie szybkim trybem wieloosobowym, ale trzeba pamiętać, że początki tej serii były zupełnie inne. A ponieważ chodziło właśnie o zimną wojnę, chyba warto je sobie przypomnieć przed prezentacją nowej odsłony.
Wielu młodszych graczy kojarzy markę Black Ops przede wszystkim z futurystycznymi gadżetami, egzoszkieletami i zawrotnie szybkim trybem wieloosobowym, ale trzeba pamiętać, że początki tej serii były zupełnie inne.
Pamiętacie cyferki Masona?
To już dziesięć lat odkąd pierwszy Black Ops ujrzał światło dzienne. I do dziś ta odsłona może się pochwalić jedną z najlepszych (jeśli nie najlepszą) kampanii fabularnych w historii Call of Duty. Było w niej wszystko to, co przesądza o sukcesie, a więc suspens, zapadające w pamięć lokacje, wyraziści bohaterowie (wtedy po raz pierwszy w historii cyklu mieliśmy do czynienia z protagonistą, który zabiera głos w dialogach), mroczny klimat, a przede wszystkim gęsta, na poły szpiegowska, na poły wojenna intryga.
Przypomnijmy, że już samo otwarcie kampanii wciskało w fotel. Pierwsza misja zbierała nas bowiem do Hawany początku lat sześćdziesiątych, a naszym zadaniem było… wyeliminowanie Fidela Castro. Nieźle, prawda? A po tym trzęsieniu ziemi napięcie stopniowo rosło.
Później mieliśmy okazję spotkać się twarzą w twarz z Kennedym, sabotować radziecki kosmodrom w Kazachstanie, uciekać z łagru w Workucie, skakać po dachach Hong Kongu, a nawet wspominać ostatnie dni II wojny światowej i kradzież zabójczego gazu wynalezionego przez nazistów. No właśnie, bo nie dość, że historia rzucała nas po całym świecie, to jeszcze pogrywała z nami za pomocą retrospekcji.
W związku z tym ramą dla całej opowieści była scena przesłuchania głównego bohatera, Alexa Masona, który wypytywany przez nieznanego oprawcę nie mógł przypomnieć sobie najważniejszych informacji. Zamiast tego, w jego przeżartym wojenną traumą (a może i czymś więcej?) umyśle pojawiały się jedynie szeregi liczb. One też coś oznaczały, ale co? To jeszcze jedna zagadka, jaką serwowała nam kampania Call of Duty: Black Ops.
A była to kampania naprawdę niesamowicie pomyślana i wykonana. Do dziś trudno wymazać z pamięci psychologiczne sztuczki, jakimi mamili nas twórcy albo rewelacyjnie zaprojektowane i bardzo filmowe sceny, takie jak lądowanie helikopterów w wietnamskiej dżungli przy muzyce CCR-u.
Co tu dużo mówić, drugiego takiego Black Opsa już nie było… Ale w zasadzie, dlaczego? Co takiego się wydarzyło, że kolejne trzy części nie powtórzyły tego sukcesu? W odpowiedź na to pytanie też jest zamieszany temat zimnej wojny.
Od atomu do neuronu
Już w dwa lata po premierze pierwszej części studio Treyarch przygotowało sequel Black Opsa. I chociaż kampania fabularna też była niczego sobie, to jednak mocno ją przekombinowano. Porzucono bowiem historyczny kontekst jedynki na rzecz świata przyszłości – konkretnie 2025 roku. Na szczęście nie zrezygnowano całkowicie z zimnej wojny, ale i tak zeszła ona na drugi plan.
Tym razem bowiem wydarzenia z zeszłego wieku (a konkretnie z lat ‘80) pojawiały się jedynie w retrospekcjach. Odwiedziliśmy więc Angolę, Panamę czy Afganistan, ale żadna z tych lokacji nie wywoływała już takich emocji jak misje z „jedynki”. Owszem, parę momentów zapadło w pamięć na dłużej jak bitwa na równinach Angoli czy szarża konna w wąwozach Afganistanu, ale było to trochę zbyt mało, żeby dorównać opowieści Alexa Masona z poprzedniej części.
Zwłaszcza, że futurystyczny klimat zaczął z wolna pożerać Black Opsa i zmonopolizował go na dobre w trzeciej odsłonie serii z 2015 roku. Wtedy też ostatecznie porzucono historyczne konotacje i przeniesiono akcję o kolejne 40 lat do przodu (tj. do 2065 roku). Konflikt atomowych mocarstw poszedł w niepamięć i tym razem pierwsze skrzypce grał spór o zrobotyzowane systemy obronne i neurologiczne implanty.
Od biedy dałoby się obronić tezę, że zimna wojna nigdy nie opuściła serii Black Ops. Przecież twórcy, puszczając wodze fantazji, przedstawiali tylko jej kolejne oblicza, które miałyby się pojawić w przyszłości… No tak, ale chyba każdy przyzna, że te zimne wojny XXI wieku nie umywają się do tej autentycznej, która rozegrała się między USA i Związkiem Radzieckim.
Zresztą, wydaje się, że sami twórcy Call of Duty: Black Ops niejako przyznali się do scenariopisarskiego fiaska części drugiej i trzeciej, w „czwórce” zupełnie rezygnując z kampanii fabularnej na rzecz rozbudowanego trybu wieloosobowego.
Na szczęście w roku 2020 zdecydowali się zawrócić z tej drogi i to radykalnie. Oto bowiem nadchodzi Call of Duty: Black Ops Cold War, który, miejmy nadzieję, wraca do najlepszych tradycji pierwszej odsłony cyklu. Znów mamy dostać historię – w obu znaczeniach tego słowa.
Seria Call of Duty w ostatnim czasie udowodniła, że jest w stanie powracać do znanych tematów i skutecznie je odświeżać.
Call of Duty: Black Ops Cold War, czyli nie samym „multi” człowiek żyje
Tryb wieloosobowy, oczywiście, jest i zapewne będzie już mocnym filarem Call of Duty. Tym niemniej cieszy powrót twórców do aspektu fabularnego ich produkcji. Rodzi się jednak pytanie, czy kampania w Call of Duty: Black Ops Cold War będzie w stanie dorównać tej z „jedynki”. W końcu w 2010 roku Treyarch zafundowało nam tyle atrakcji, że może ich już braknąć na tegoroczną odsłonę.
Z drugiej strony, seria Call of Duty w ostatnim czasie udowodniła, że jest w stanie powracać do znanych tematów i skutecznie je odświeżać. W końcu zarówno kampania z Call of Duty: WWII, jak i ta z Call of Duty Modern Warfare są na to dobrymi dowodami. Oby Call of Duty: Black Ops Cold War poszło w ślady tych dwóch produkcji. Więcej na temat tego ostatniego tytułu dowiemy się już w najbliższą środę, a tymczasem trzymamy kciuki mocno. Nawet bardzo mocno. A Wy?
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- Call of Duty: Black Ops III – czarny znowu w modzie
- Call of Duty: Black Ops 4 – król jest nagi
- Call of Duty: Warzone – tryb dla fanów serii czy awangardowy dziwoląg?
- Wszystko, co musisz zrobić, żeby nikt nie spuścił Ci łomotu w Call of Duty: Warzone
Komentarze
8Co do BO i wiadomo jakich klimatów to nie wciągneła mnie zupełnie więc jestem przeciw.