Dlaczego krytykujemy Facebooka, a jednocześnie… spędzamy na nim kilka godzin dziennie?
Facebook niszczy więzi międzyludzkie! Uzależnia ludzi od internetu! Facebook to, Facebook tamto. Jak to się stało, że powszechnie krytykujemy ten serwis, ale raz dziennie wrzucamy jakąś relację?
O tym, że Facebook się komuś nie podoba chyba nie trzeba przekonywać, prawda? Serwis ma na koncie wiele grzechów, a to jak zmieniał się na przestrzeni lat pokazuje, że deterministyczna, skonkretyzowana formuła relacji społecznych online po prostu nie istnieje. Pytanie brzmi zatem, dlaczego mimo wielu wad Facebooka i stałego narzekania na różne aspekty serwisu, ciągle jest on stałym elementem świata online?
Kiedyś to był Facebook!
Przed laty, kiedy to Facebook zgniótł jak robaka Naszą Klasę i inne społecznościowe rodzime i międzynarodowe wykwity, nikt nie pomyślałby nawet, że era tego amerykańskiego giganta kiedykolwiek przeminie. Przecież Facebook całe życie społeczne młodych ludzi chwycił za kołnierz niewyprasowanej koszuli i wrzucił w sieć, by tam ze sobą rozmawiali, by pokazywali sobie jak żyją i jak chcieliby żyć. Ba! Na Facebooku ludzie dogadywali się (dogadują się i dziś!), gdzie, kiedy i o której godzinie spotkają się w realnym świecie. Tak, Facebook był wszędzie.
W ciągu wielu lat swojej sieciowej bytności Facebook zmienił się nie do poznania. W tym czasie pokonał wielu konkurentów, nauczył się monetyzować relacje społeczne i stworzył fundament pod konkurencję, często nieoczywistą. O ile z Twitterem i LinkedIn żyje ciągle w zgodzie, bo to inny profil działalności jest, o tyle takiego Instagrama był wykupił, Snapchat sam się nieco wyczerpał, a TikTok wykroił sobie własny kawałek tortu, pokazując że social media zmierzają w stronę prostoty i rozrywki.
Tak czy inaczej, jeszcze kilka lat temu Facebook rządził i dzielił, a dziś choć jest potentatem, gigantem, ojcem chrzestnym mediów społecznościowych, to czasy, w których inni tańczyli, jak im Mark Zuckerberg zagrał, były minęły, hej.
Dlaczego ten Facebook taki zły i krytyki wymaga?
Lista grzechów Facebooka jest długa, pisaliśmy zresztą o niej, a nawet lepiej - pisałem o niej w tym oto tekście: 7 grzechów głównych Facebooka… Facebook to serwis, który trwale uszkodził relacje społeczne, ograniczył je do jakiegoś takiego chwalipięctwa na swoich tablicach, zamknął ludzi na spontaniczne interakcje z innymi (stosunkowo trudno jest na Facebooku napisać do kogoś nieznanego), doprowadził do transakcyjności, w której opłaca się kogoś znać lub nie. Innymi słowy, utowarowił relacje społeczne, jak kapitalizm przed laty utowarowił pracę.
To wszystko to jednak przysłowiowe “pół biedy”, w końcu na przestrzeni lat Facebook jakoś nie zniknął, nie został zjedzony przez inny podobny twór, mimo iż próby były - ot choćby lata świetlne temu Google Plus miało takie ambicje. Cała bieda zaś polega na tym, że Facebook stał się serwisem przepełniony gówno-treścią, ociężałym, nieintuicyjnym, nieelastycznym. Aplikacje na smartfonach działają “tak se”, przeglądarkowa wersja potrafi zamulać, a algorytmy odpowiedzialne za wyświetlane treści zmieniają się szybciej niż sympatie polityczne Pawła Kukiza.
To co kiedyś było całkiem fajne, co realizowało potrzeby zwłaszcza młodych ludzi, dziś praktycznie nie istnieje. Jedyną faktycznie przydatną funkcją w całej facebookowej spuściźnie jest Messenger. Czyżby zatem nastał czas, by powiedzieć Facebookowi “nara”?
Kluczowe pytanie: czy Facebook naprawdę się kończy?
Portal dla boomerów? Koniec Facebooka?
Jasne, Facebook stał się serwisem dla dziadersów. Serwisem nudnym, pozbawionym atrakcyjnych, rozrywkowych treści. Jest wtórny, rządzony niezrozumiałymi algorytmami, nie sprzyja nawiązywaniu relacji społecznych, pełny jest wszechobecnych gównoburz, a facebookowe grupy zainteresowań to często hodowla wsobna ciężkiej intelektualnej patologii. To napisawszy można przejść do konkretów, do faktów, które to są niepodważalne - Facebook ani myśli się kończyć, zamykać, znikać z naszego życia.
Dlaczego?! Dlaczego Facebook, choć wszyscy na niego marudzą, choć większość tych prawdziwie aktywnych w socialach częściej wbija na Instagrama, ciągle pozostaje gigantem? Gigantem na glinianych nogach, to fakt, ale nóg tych ma tyle, że trudno wyobrazić sobie jego rychły koniec.
Sprawa jest stosunkowo prosta, Facebook doskonale realizuje się w kilku obszarach, które są nam niezbędne do życia. A jeśli nie niezbędne to przynajmniej niezwykle potrzebne. Po pierwsze, Facebook zamordował z zimną krwią czytniki RSS agregując w sobie cały potencjał informacyjny, jaki współczesnemu zjadaczowi glutaminiatu sodu jest potrzeby. Albo inaczej, ile jest w stanie zrozumieć i nie zwariować. Innymi słowy, Facebook to dzisiaj nasza codzienna gazeta informacyjno-rozrywkowa.
Po drugie, Facebook jest odpowiedzią na potrzebę samorealizacji i samochwalstwa. Wynaturzoną, wulgarną i niepotrzebną, ale jednak.
Po trzecie, komunikacyjnie Messenger zamiata wszystkie komunikatory pod dywan i nawet mu z tego powodu nie wstyd.
Po czwarte, choć facebookowe grupy zainteresowań to czasem żałość nad żałościami, to jednak wyjąwszy jednostki niereformowalne, łatwo tam o fachową pomoc.
Po piąte, do organizowania wydarzeń nie ma nic prostszego. Do organizowania i reklamowania. Wydarzeń małych, jak imieniny kuzyna i dużych, jak np. taki Open`er.
Po szóste wreszcie, Facebook ma potężny potencjał reklamowy! I tu dajmy sobie spokój, bo pewnie wyliczać można by dalej, ale po co?
Na Facebooku czuć piniądz!
Przeglądając Fejsa natrafiamy na reklamy (ba! Reklam tych jest więcej niż jakościowych treści!), a te bywają tak trafnie targetowane, że głowa mała. Innymi słowy - Facebook generuje hajs, więc firmy chętnie sypią bilonem, by kupować ruch na swoich fanpage`ach, by generować zasięgi, a nawet leady sprzedażowe. Serwis ten jest pierwszym kanałem komunikacyjnym zarówno dla wielkich korporacji, jak i dla małych, lokalnych biznesów.
Co ciekawe, międzynarodowe molochy sobie bez portalu Zuckerberga poradzą świetnie, ale lokalne firmy, piekarnie, kawiarnie, a nawet szewcy już będą miały pewne problemy, by ściągać do siebie nowych klientów w satysfakcjonującym tempie. To efekt post marksistowskiego sprzężenia zwrotnego, ludzie przeglądając Facebooka nadali mu znaczenia, a dziś Facebook nadaje znaczenia biznesom tychże ludzi.
Małe firmy w większości nie mają swoich witryn internetowych, to z fanpage na FB dowiesz się w jakich godzinach są otwarte, znajdziesz tam adres, czy sprawdzisz menu.
O tym, jak ważny jest Facebook dla biznesu w formacie B2C niech świadczy prosty fakt, że większość działów marketingu kierowanych przez młodych, ambitnych, z wielkich ośrodków miejskich olbrzymią kasę pcha w Facebooka i postowanie słodkich zdjęć pączków, rogalików i świeżo mielonej kawy na Instagramie. Marketing to dziś reklamy na Facebooku, bezpośrednia komunikacja z firmą, zapierające dech zdjęcia i filmy na Insta, relacje, budowanie iluzji bezpośredniego kontaktu z odbiorcą. Śmieszne to może, ale właśnie przez biznesowe nasycenie nie rezygnujemy z Facebooka.
Pochwała hipokryzji?
Czyli co? Marudzimy na Facebooka, plujemy nań i wyszydzamy, a i tak spędzamy na nim kilka godzin dziennie, scrollując bezrefleksyjnie ekrany naszych małych smartfonów? No tak! I dopóki ktoś nie wymyśli rozwiązania, które lepiej zagreguje w sobie to, co dzisiejszego człowieka, współczesnego homo social medius interesuje, dopóty nie mamy co liczyć na rozbrat z Facebookiem.
Czy jesteśmy wobec tego hipokrytami? Jesteśmy. Czy nam z tym źle? I tu siląc się na cytat z jednej z popkulturowych ikon polskiego YouTube, odpowiem “no tak średnio bym powiedział, tak średnio”.
Komentarze
13I po co krytykować, wystarczy się nie logować.
Mam fikcyjne konto założone tylko dlatego że kumpel coś tam podsyła - wchodzę raz na tydzień i po kilku minutach wychodzę bo tam nic ciekawego nie ma.
Mam newsy które mnie interesują w jednym miejscu, ew grupy dyskusyjne i chat że wszystkimi znajomymi i rodzina