Po co znów lecimy na Księżyc? Chociaż może się on nam wydawać odległy, coraz istotniejszy staje się fakt, kto będzie na nim rządził.
W maju 1961 roku prezydent Kennedy ogłosił przed Kongresem dumny plan lądowania człowieka na Księżycu. Nieco ponad 8 lat później, w lipcu 1969 roku, załoga Apollo 11 osiągnęła ten cel. I to pomimo tragedii w styczniu 1967 roku, która zabrała życie trzem astronautom. Dziś mimo prowadzonych od 10 lat prac nad pojazdami, które pomogą nam wrócić na Księżyc, wciąż cel jest odległy. Załogowa misja została przełożona na 2025 rok, lądowanie na 2026. Dlaczego?
Dlaczego zbieramy się na ten Księżyc tak powoli?
Czasy Apollo to czasy zimnej wojny, kiedy najważniejszy był propagandowy sukces. NASA miała rekordowe w historii budżety. Nie bez znaczenia jest też fakt, że w latach 60. XX wieku Ziemię zamieszkiwało 3,5 miliarda ludzi, a dziś jest ich ponad dwa razy więcej. Nasze życie kręci się wokół innych rzeczy niż kilkadziesiąt lat temu, a przez to znacznie trudniej uzasadnić potrzebę szybkiego powrotu na Księżyc, której nie zniweczyłaby nawet poważna porażka.
Tym razem na Księżyc nie wybieramy się jak na weekendowy wypad, a jak na kilkuletni staż. To więcej bagaży, przygotowań. (wizualizacja: NASA)
NASA stała się niejako niewolnikiem swojej strategii „raz a dobrze”. W latach 60. XX wieku inżynierowie posługiwali się suwakami logarytmicznymi, komputery ułatwiały przede wszystkim zapanowanie nad danymi, ale nie darzyliśmy ich takim zaufaniem jak obecnie. A w im bardziej skomplikowanym świecie żyjemy, tym jest więcej rzeczy, które mogą zawieść. W oprogramowaniu komputera takich elementów jest znacznie więcej niż w suwaku. Do startu misji Artemis 1 byliśmy przygotowani o wiele lepiej niż do Apollo 8, ale wciąż było to wyzwaniem.
Nad technologiami napędowymi panujemy w większym stopniu niż 50 lat temu, coraz odważniej spoglądamy na alternatywne do chemicznego spalania rozwiązania, ale nie zmienia to faktu, że wciąż lot ludzi na Księżyc będzie odbywał się podobnie jak dawniej.
NASA jest dziś instytucją naukową, która chce jedynie przecierać ścieżki, a podążanie nimi zostawiać innym. Jednak i to przecieranie ścieżek nie idzie idealnie, o czym świadczy choćby stan prac nad kombinezonami księżycowymi. Bo oto we wrześniu 2023 roku dowiadujemy się, że firmę Axiom w rozwoju nowych kombinezonów wesprze dom mody Prada.
Plakaty promujące załogowa misję Artemis II. (fot: NASA)
Światełkiem w tunelu jest upływający czas. Nie tylko NASA i firmy takie jak SpaceX, Axiom Space, Boeing, liczą się w kosmosie. Prawdziwy wyścig kosmiczny już się rozpoczął. Powody są co najmniej dwa.
Chiny nabierają coraz większego rozpędu
Pekin swój sukces ekonomiczny zbudował na połączeniu elementów komunizmu i kapitalizmu. W pewnym sensie przypominają ZSRR, ale nie ten prawdziwy, a fikcyjny pokazany w serialu „For All Mankind”. Tamta Rosja wyprzedziła USA w lądowaniu na Księżycu w roku 1969, zbudowała też stację księżycową. W realnym świecie dziś to Chiny, a nie kto inny ma stację kosmiczną na orbicie, która choć mniejsza od ISS, spełnia równorzędną rolę. Budują też własną koalicję państw, które chcą uczestniczyć w budowie bazy księżycowej.
Kraj Środka ma też problem, którym jest liczebność społeczeństwa, do niedawna najludniejszego na Ziemi (teraz są to Indie). Z czasem społeczeństwo to będzie się starzało, a to oznacza, że potrzebne będą nowe źródła jego utrzymania, które będą jeszcze sprawniej zasilać budżet niż obecna produkcja. Takim źródłem może być właśnie eksploracja Księżyca. Chiny nie muszą przy tym ucierać nosa USA, bo przecież świat jest Made In China. Tym razem ten kto będzie pierwszy na Srebrnym Globie, dostanie nie tylko dyplom i nagłówki w gazetach.
Tiangong, czyli chińska stacja kosmiczna. (fot: CMSA)
Tym co nadaje rozpędu Chinom jest pasmo sukcesów i fakt, że one nie powtarzają tego co same kiedyś osiągnęły. Powtarzają, ale to co zrobiono na Zachodzie. I to coraz szybciej, z sukcesami - w tym roku na Księżyc leci misja Chang’e 6, która przywiezie pierwsze próbki gruntu z niewidocznej strony Srebrnego Globu. W rozwój angażuje się nie tylko CNSA (China National Space Agency), ale też prywatne chińskie firmy.
Chiny nie są zależne wyłącznie od świata Zachodu, jako rynku zbytu dla ich produktów. Nawet pozostawione sobie same będą niezwykle trudnym przeciwnikiem w walce o Księżyc.
Lot na Księżyc się opłaca
Pierwszy wyścig na Księżyc miał udowodnić przewagę USA nad ZSRR. Drugi wyścig nie musi tego udowadniać, bo nie o to w tym chodzi. Z ekonomicznej perspektywy ziemskie zasoby są coraz trudniej osiągalne. Księżyc i jego Hel-3, ale też metale ziem rzadkich, są łakomym kąskiem. Nie kryje tego nawet NASA, która ogłosiła, że wracamy tam już na zawsze. Księżyc podobnie jak Ziemia stanie się przede wszystkim ważny z perspektywy komercyjnej. Fakt, że można na nim zbudować wspaniałe obserwatoria astronomiczne, badać historię Układu Słonecznego, a także rozwijać fizykę, będzie tylko dodatkową korzyścią.
To nie nauka przyczyniła się do szybkiej i udanej realizacji programu Apollo. Badania przeprowadzane przez astronautów były już tylko wtórną konsekwencją. Gdy zorientowaliśmy się, że można na tym więcej zyskać było już po programie. Dziś historia potoczy się odwrotnie. Lecimy tam, bo czekają nas odkrycia, ale jak już tam wylądujemy, okaże się, że przybyliśmy w innym celu.
Obecnie turystyka kosmiczna jest traktowana jako atrakcja dla najbogatszych. W przyszłości latanie na Księżyc wciąż nie będzie dostępne dla każdego, ale nie ma wątpliwości, że marzenia o nim przyciągać będą coraz więcej osób.
Geopolityczna kula śniegowa. Zwycięzca bierze wszystko?
Na razie Srebrny Glob jest niezagospodarowanym terytorium. Sukcesy misji Apollo zdążyły wyblaknąć. SpaceX nie śpieszy się z projektem Starshipa, choć w praktyce nie jest tak źle, tylko żyjemy w czasach, w których przyzwyczailiśmy się do szybkiego tempa również w dziedzinach naukowych. Puszczona przez USA kula nie trafiła jeszcze na właściwy tor. Jednak niedawnej porażki misji Peregrine nie należy traktować jako zniweczonych szans. Ważniejsze jest to, że prób będzie coraz więcej, a te z czasem mają szansę się udać.
Kto pierwszy zbuduje przewagę geopolityczną na Księżycu, może ją wykorzystać na Ziemi. Lista chętnych do kosmicznej rywalizacji się powiększa. Już nie tylko USA i Europa, która otwarcie myśli o samodzielności w eksploracji kosmosu, ale też Chiny, a w przyszłości Indie i być może Zjednoczone Emiraty Arabskie dysponujące dużymi budżetami powalczą o dotarcie na Księżyc. Kto trafi tam pierwszy, ten zacznie zarabiać na swojej obecności. Te zarobki napędzą jeszcze bardziej program kosmiczny danego państwa lub firmy i zwiększą przewagę nad konkurencją. Dotrzeć jako drugi lub trzeci na Księżyc będzie wtedy trudniej, o ile nie stanie się to szybko.
Kto w XXI wieku dotrze na Księżyc pierwszy, będzie miał największą swobodę w rozporządzaniu tym co tam zastanie. Z geopolitycznej perspektywy będzie to znacznie prostsze niż na Ziemi.
Komentarze
5