The Sims 4: Licealne lata daje dużo nowych atrakcji, choć nie obyło się bez potknięć. Recenzja
Zawsze, kiedy wydaje mi się, że EA Maxis wymyśliło już do Simów wszystko, dostaję kolejny dodatek. I choć zapewne nie wszyscy powitają The Sims 4: Licealne lata z równym entuzjazmem, to jednak pakiet ten dodaje takie funkcje, bez których nie wyobrażam sobie już grania w tę serię.
The Sims 4: Licealne lata – nie tylko dla młodzieży
Niektóre „tasiemcowe” serie gier tak mają, że po kolejne części sięga ten, komu odpowiada tematyka konkretnej odsłony. Najbardziej odczuwałem to w seriach gier LEGO, gdzie przez uczulenie na Gwiezdne Wojny odpuściłem sobie ostatnie LEGO Gwiezdne Wojny: Saga Skywalkerów. Podobnie jest w The Sims. Jeśli ktoś nie lubi klimatów z filmów Zmierzch, to The Sims 4: Wilkołaki czy The Sims 4: Wampiry mógłby sobie podarować.
Jednak z The Sims 4: Licealne lata jest odrobinę inaczej. Niemal każdy był w końcu kiedyś uczniem i zarówno obecni, jak i byli licealiści mogą spokojnie się tutaj odnaleźć. Co więcej, jak niemal wszystkie duże dodatki, tak i ten wprowadza dodatkowe funkcje, które są udostępnione także w ramach darmowej aktualizacji dla każdego.
Dla mnie jednak najważniejsze jest to, że posiadanie młodzieży w rodzinie nie jest już koniecznością na przeczekanie „póki dorosną”. Teraz to naprawdę duża atrakcja. Wraz z tym rozszerzeniem zadbano o to, by nie nudzić się kierując nastolatkami.
Po pierwsze – niczego nie popsuć
Miałem już wyobrażenie o tym, jak będzie wyglądać ten dodatek po uczestnictwie w pokazie przedpremierowym. I w zasadzie wszystko, co opisywałem w pierwszych wrażeniach z The Sims 4: Licealne lata się sprawdziło. Zainteresowanych odsyłam więc do wcześniejszego tekstu po listę wszystkich nowych funkcji. Tym razem chciałem po prostu sprawdzić czy w The Sims 4: Licealne lata gra się tak dobrze, jak było to zapowiadane.
Ponadto, przed właściwą zabawą dałem twórcom trochę czasu na poprawki i nie rzucałem się do gry zaraz po premierze. Niestety, The Sims 4: Ślubne historie nauczyły mnie, że nowe aktywności często kłócą się z wolną wolą simów i podobnie bałem się, że moi nastolatkowie będą rozbiegać się po całej szkole w trakcie lekcji. Problemy były inne, a mianowicie simowie szybko się starzeli, a zmiany w romantycznych związkach nie były zaimplementowane idealnie. Na szczęście, po kilkunastu dniach od premiery wszystko działa już tak, jak powinno.
Od razu wspomnę o tym, co cieszy najbardziej, nie tylko chętnych na zakup dodatku. Każdy posiadacz podstawowej wersji gry może korzystać ze niektórych zmian wprowadzonych przy okazji pojawienia się The Sims 4: Licealne lata. Są to elementy takie jak ustalanie romantycznych preferencji simów, dzięki którym to często „nie grani” simowie będą zgodnie z wytycznymi wychodzić z inicjatywą w związkach. Inny przykład to owłosienie ciała, które opcjonalnie może samo rosnąć i wymagać regularnego golenia.
Oczywiście, każdy kto kupi najnowszy pakiet, będzie widział zmiany w większym zakresie. Przykładowo, do wyboru będzie miał więcej stylów wspomnianego owłosienia, a obecność szkolnych miłości pozwoli jeszcze lepiej odczuć działanie odświeżonego systemu związków. To jednak tylko czubek góry lodowej, którą jest The Sims 4: Licealne lata.
Licealiści nie myślą o szkole
Wydawać by się mogło, że siedzenie w ławkach to główna atrakcja opisywanego dodatku. Prawda jest taka, że jest to trochę niewykorzystany potencjał. Jeśli nie powstrzymamy naszego sima przed pójściem na lekcje, to wirtualną godzinę spędzi on zawsze w tej samej sali, z innymi ilustracjami na tablicy i… na tym koniec. Szkoda, że nie można puszczać sobie po klasie liścików, grzebać w telefonie czy chociażby wybierać, czy uczeń ma się więcej zgłaszać, czy może bazgrolić z nudów w zeszycie.
Jasne, czasem zdarzy się, że dostaniemy podczas lekcji jakąś decyzję do podjęcia, na przykład czy stanąć w obronie obgadywanego ucznia. Czasem także weźmiemy udział w ewakuacji placówki, a na miejsce przyjdą strażacy, żeby sprawdzić stan budynku. Chciałoby się jednak, żeby lekcje choć trochę przypominały interaktywne kariery i żeby można było – przykładowo – wykonywać eksperymenty chemiczne czy choćby siadać przy komputerze na zajęciach z informatyki. A tak, powtórzę to co myślałem jako nastolatek: „lekcje to nuda”.
Ciekawej wyglądają chociażby zajęcia pozalekcyjne. Działają one na zasadzie krótkich czasowo „zawodów”, podczas których postacie znikają, jak w króliczej norze. Naszym zadaniem jest tylko wykonywanie celów „awansu” w późniejszym czasie w trybie życia, by potem cieszyć się, gdy staniemy się liczonym członkiem w kole informatycznym, drużynie futbolowej, ekipie szachowej czy grupie cheerleaderskiej.
Bardzo duży nacisk położono na relacje społeczne, czyli w zasadzie jedną z najważniejszych rzeczy w całej serii The Sims. Smartfony zyskały sporo nowych funkcji, w tym robienie selfie do internetowych wyzwań czy aplikację Towarzyski Króliczek. W tej ostatniej możemy wybierać temat i ton postu lub oznaczać inne osoby, by wygenerować pół-automatyczne wiadomości wysyłane przez nasze postacie. Choć to tylko wirtualne pogawędki, to wpływają pozytywnie na nastrój towarzystwa sima.
Aplikacją nie tylko zacieśniamy więzy na odległość, ale też zdobywamy wirtualną internetową popularność. Ona przyda się szczególnie, jeśli będziemy chcieli pójść jedną z nowych ścieżek kariery w kategorii prac dorywczych – jest to streamer gier oraz Simfluencer. Co więcej, duża liczba „followersów” pozwoli też na lepsze rezultaty w modowej aplikacji Trendi.
I tu muszę przyznać, że choć na modzie nie znam się wcale, to między innymi przez tę nową apkę do handlowania ciuchami byłem nagrzany na The Sims 4: Licealne lata jak grill na majówkę. Lubię kolejne okazje do zarabiania simoleonów, a że sporą część zabawy spędzam na doborze stroju to kreowanie nowych stylizacji wydawało się świetnym brakującym elementem w grze. W praktyce mam wrażenie jednak, że potencjał jest tu trochę niewykorzystany.
Wszystko niby jest na właściwym miejscu. Idziemy do butiku, wybieramy ubrania z ograniczonego zasobu i prezentujemy je na manekinie, a potem pakujemy w torbę, płacąc za każdą część stylizacji. Potem należy wypromować dany „look” poprzez robienie sobie w nim zdjęć i publikowanie w mediach społecznościowych. Następnie należy dany komplet wystawić na aukcję i niewykluczone, że wkrótce simowie będą chodzić w przygotowanych przez nas kreacjach.
Szczerze jednak mam wrażenie, że powodzenie danego zestawu jest w zbyt dużej mierze losowe. Próbując promować ten sam strój raz mi się to udawało, a raz nie. Chciałbym też, żeby Trendi było rozwinięte na tyle, żeby dało się zarobkami modowymi zastąpić normalną karierę. To jednak tylko funkcja poboczna i na dłuższą metę nie nagradza nas proporcjonalnie do wysiłku.
Podobnie mieszane uczucia mam wobec balu maturalnego, do którego przygotowujemy się chociażby ustalając z kim chcemy się na niego wybrać. Całość wydała mi się mało atrakcyjna. Ot, kolejna impreza, na której wykonamy kilka interakcji i pójdziemy do domu. Sympatycznym pomysłem było umieszczenie w szkolnym audytorium budki fotograficznej, ale drobnych dodatków mogłoby tu być więcej, zaczerpniętych chociażby z co drugiej amerykańskiej komedii dla nastolatków.
Samo miasto Copperdale też jest raczej przeciętne. Owszem, daje do dyspozycji szkołę (domyślną, mało rozbudowaną, można zastąpić swoją własną), a także bibliotekę i bar. Największą nową lokacją jest wesołe miasteczko, jednak atrakcje w nim się znajdujące są mało interaktywne i stanowią kolejną „króliczą norę”. Jeśli kogoś to pocieszy to powiem, że sporo tu nowych lokacji umożliwiających nietypowe bara-bara (chyba, że kierujecie uczniami, wtedy jest to „figlowanie”). Jednak mam wrażenie, że lokacjom brakuje jednolitego stylu, który nadawałby miastu indywidualnej tożsamości. No i chciałbym też móc przejść się osobiście po szkolnym boisku, czego nie mogę zrobić.
The Sims 4: Licealne lata – czy warto kupić?
W paru miejscach życzyłbym sobie, żeby pomysły na to rozszerzenie były lepiej wykorzystane. Prawda jest jednak taka, że to i tak jeden z lepszych dodatków do czwartej części simów. The Sims 4: Licealne lata po prostu dodaje takie funkcje, bez których obecnie ciężko byłoby mi grać, kiedy już się do nich przyzwyczaiłem.
Jeśli podobnie jak ja uważałeś do tej pory, że nastolatkowie w domu to tylko problem, teraz zmienisz zdanie. Młodzi simowie stają przed intrygującymi problemami i pomaganie im jest naprawdę przyjemne. Co więcej, usprawnienia w mechanice podstawowej gry również sprawiają, że popularny symulator życia jest jeszcze bardziej realistyczny. Jeśli opuściłeś kilka dodatków do The Sims 4, to zmień nastawienie i zaopatrz się w Licealne lata. To szkolne czasy w lepszym wydaniu niż zapamiętałeś z własnego życia!
Ocena dodatku The Sims 4: Licealne lata
- nastolatkowie w końcu mają co robić
- ciekawe aspiracje życiowe
- rozbudowa funkcjonalności smartfonów
- dodatkowe opcje także dla nieposiadających dodatku
- nie uczestniczymy w niektórych zajęciach - Sim po prostu tam "znika"
- wciaż parę niezałatanych błędów
- dość ubogi budynek szkoły
Ocena końcowa
- Dla każdego coś dobrego? The Sims 4: Mali obozowicze, Księżycowy styl i Wnętrza z przepychem to małe, ale zróżnicowane kolekcje
- Traktorem tu może nie pojeździsz, ale The Sims 4: Wiejska sielanka i tak da sporo radochy
- The Sims 4 Star Wars: Wyprawa na Batuu - bo bara-bara z kosmitkami to nie tylko domena Mass Effect
Komentarze
3