Death Stranding, czyli kurierzy wszystkich krajów, łączcie się!
Hideo Kojima obiecywał rewolucję i w pewnym sensie słowa dotrzymał. Przebłyski geniuszu widać w tym w jaki sposób połączono w Death Stranding grę dla jednego gracza z trybem wieloosobowym. Bo przecież w pokonywanym przez nas świecie nie ma innych graczy. Psułoby to cały nastrój osamotnienia. A jednak ich ślady widać niemal wszędzie. I nie chodzi mi tu jedynie o pozostawione przez nich tropy.
Nasz bohater potrafi pomagać sobie podczas wędrówki, a to ustawiając drabiny, by łatwiej było przejść przez rwącą rzekę (bądź wspiąć się na skałę), a to wbijając linę wspinaczkową dla łatwiejszego z niej zejścia.
Są też i bardziej zaawansowane konstrukcję pokroju mostów, strażnic, schronów, generatorów ładujących akumulatory wspomagających nas egzoszkieletów czy choćby wspomnianych przeze mnie wcześniej energetycznych tyrolek. I wszystko raz wybudowane zostaje na mapie (przynajmniej do czasu, gdy zniszczy je opad temporalny), i to nie tylko na naszej, ale i u innych. A przynajmniej widoczne jest u tych graczy, którzy połączeni są z nami specjalnymi umowami splotu, czyli tzw. Bridge Linkami.
Co więcej, gracze mogą w pewien sposób wymieniać się informacjami stawiając na mapie różnego typu znaki. Część z nich może informować o najlepszej i najbezpieczniejszej drodze, część pozwoli uniknąć spotkań z przeciwnikami, a jeszcze inne ułatwią namierzenie poukrywane tu i ówdzie znajdziek.
I właśnie to jest w Death Stranding najlepsze, że gracze mogą sobie czynnie pomagać. Ktoś poprosi o dostarczenie niezbędnych mu przedmiotów do konkretnej skrzynki pocztowej – żaden problem, z pewnością znajdzie się ktoś chętny. Mamy kłopot z ukończeniem mostu bądź drogi, która pozwoliłby uniknąć części niebezpieczeństw – zazwyczaj wystarczy wskazać taki budynek, by inni gracze pośpieszyli z pomocą dostarczając niezbędnych materiałów. Wszak budują je także dla siebie.
Nie bójcie się, nikt Wam zabawy nie popsuje stawiając znak, który mógłby zanadto uprzedzić zbliżające się starcia. Opcja tego typu znaków jest domyślnie wyłączona
Z pomocą innym graczom wiąże się jeszcze inny aspekt gry – rozwój naszej postaci. Wszystkie nasze działania w Death Stranding podlegają bowiem ocenie. Za dostarczanie paczek, poziom ich uszkodzeń, czas wykonania zlecenia oraz wspomaganie innych graczy otrzymujemy lajki. Tak, dobrze przeczytaliście – lajki, takie jak na Facebooku. Wiem, brzmi to idiotycznie. Ale wiecie co? To działa.
Na lajkach oparto bowiem system nagród. Ich zdobywanie pozwala więc odblokować dodatkowe przedmioty w grze, zwiększyć pojemność naszego plecaka czy wreszcie osiągnąć nowy kurierski tytuł widoczny także dla innych graczy. Nic tak jednak nie satysfakcjonuje jak widok lajków od innych graczy, którzy pokonując ustawioną przez nas drabinę czy też korzystając ze zbudowanego schronienia docenili nasz trud.
Death Stranding, czyli festiwal drobiazgów
Hideo Kojima znany jest z niezwykłego dopieszczania swoich produkcji. I to na tyle, że gracze odkrywają poszczególne smaczki jeszcze długo po ich premierze. To przywiązanie do detali widać także i w Death Stranding.
Gdy spojrzymy na Łącznikowe Dziecko niejednokrotnie okaże nam ono swój aktualny nastrój. Padający deszcz tworzy błoto, które utrudnia marsz. Wpadnięcie paczki z przesyłką do potoku poniesie ją dalej zatrzymując tylko wówczas, gdy na drodze znajdzie się jakaś przeszkoda. Na pojazdach i paczkach wystawionych na działanie deszczu temporalnego pojawia się coraz więcej rdzy, a zacinający śnieg w górnych partiach górskich przylepia się do kombinezonu naszego bohatera, utrudnia widoczność i zwiększa ryzyko upadku przez rosnące wyczerpanie. Ba, lepiej tam nie odpoczywać, bo w razie zaśnięcia może skończyć się to zamarznięciem.
Kojima pomyślał nawet o tym, że często odwiedzane trasy w końcu robią się wydeptanymi ścieżkami. Mało tego, tu nawet życie odwiedzanych przez nas osób w pewien sposób zależy od nas. Nie widzimy tego wprost, no chyba że częściej realizujemy dla nich zlecenia, ale możemy odczuć poprzez kierowane do nas maile. Opowiadają one o codziennym życiu, o kłopotach, zawierając nierzadko dodatkowe prośby bądź żale, że o czymś zapomnieliśmy.
Poziom tych drobnych, czasami niewiele znaczących detali naprawdę robi wrażenie. Wydaje się wręcz, że Hideo Kojima o niczym nie zapomniał. No może poza jednym małym drobiażdżkiem – skoro w grze da się opróżniać pęcherz, i to tak że nasz bohater zawsze pamiętać będzie by stać do nas tyłem, to dlaczego sikanie na śniegu, choć powoduje, że ten się topi, nie pozostawia żółtych śladów? To już chyba było za dużo, co Hideo?
Szczerze polecam przesłuchać oficjalną playlistę Death Stranding na Spotify. Jeśli wówczas poczujecie ciarki na plecach to pomyślcie, jak wygląda to w grze – zbiegacie ze zbocza góry i nagle, w tle, uruchamia się utwór I’ll Keep Coming zespołu Low Roar. Rewelacyjne uczucie.
Death Stranding – niemal kinowe doznanie
Jak zapewne wiecie, do produkcji swojej nowej gry Hideo Kojima wykorzystał silnik Decima, znany choćby z doskonałego Horizon Zero Dawn. Już tam robił on potężne wrażenie. W Death Stranding nie mogło być więc inaczej. Co prawda, przedstawiony tu świat jest znacznie bardziej pusty, ale i tak potrafi zachwycić całą masą drobiazgów.
Ale nawet jeśli uznać, że to wciąż zbyt mało by docenić włożoną w ten projekt pracę, wystarczy spojrzeć na modele postaci, sposób ich zachowania i wyrażane na ich twarzach emocje. To już naprawdę pierwsza liga.
Zresztą nie po to Hideo Kojima zaangażował tu prawdziwych aktorów, by nie wykorzystać ich potencjału. Norman Reedus, Mads Mikkelsen, Troy Baker, Lea Seydoux, Tommie Earl Jenkins i inni dwoją się więc i troją, by nadać grze dodatkowej głębi. Niezwykłe, filmowe ujęcia czynią zaś z Death Stranding niemal hollywoodzkie widowisko z absolutnie fantastycznie dobraną muzyką.
Polecam Wam przesłuchać oficjalną playlistę gry na Spotify. Jeśli wówczas poczujecie ciarki na plecach to pomyślcie, jak wygląda to w grze – zbiegacie ze zbocza góry i nagle, w tle, uruchamia się utwór I’ll Keep Coming zespołu Low Roar. O walkach z bossami nawet nie wspomnę.
Przez całą grę zastanawiałem się jednak czy wreszcie wpadnę na coś czego Hideo Kojima nie dopilnował. Coś co wymagałoby dopracowania albo coś co wydaje się być wciśnięte do gry na siłę. I wiecie co? Znalazłem.
Im dłużej grałem w Death Stranding tym bardziej irytowała mnie mechanika odpowiedzialna za zachowanie się pojazdów. Szczególnie dotyczy to ciężarówek, bo ewentualne problemy z motorami podczas jazdy po bezdrożach jeszcze jestem w stanie sobie wytłumaczyć.
Ciężarówki to jednak coś zupełnie innego. Mają masę. A gdy jeszcze wyładujemy je po brzegi towarem to już w ogóle. Rozumiem więc ewentualne ześlizgiwanie się ich z górskich zboczy, gdy zaczyna padać deszcz. Jestem w stanie przyjąć też, że mogą mieć problemy podczas gwałtownych zakrętów niejednokrotnie odrywając dwa koła od podłoża. No skoro, podczas jazdy dość wysoko się unoszą to i środek ciężkości się zmienia.
Gdy ciężarówka zawiśnie będzie nie do ruszenia
To co jednak mnie denerwuje to fakt, że cały ten system fizyczny, który robi tak świetną robotę podczas kurierskich wypraw Sama, w pojazdach przynosi przede wszystkim frustrację. Owszem, początkowo coś takiego jak buksujące w śniegu koła zakończone bocznym ześlizgiwaniem się ciężarówki może robić wrażenie, ale gdy odkryjemy, że właściwie nie mamy wówczas nad pojazdem żadnej kontroli (próby zatrzymania auta rzadko kończą się sukcesem), a on sam zachowuje się jak pudełko na kółkach – radość szybko znika z naszej twarzy.To wszystko jednak to i tak mały pikuś przy drugim zarzucie – rozwleczonej do granic możliwości rozgrywki. Nie chce nikomu „spojlerować” więc nie będę dokładnie opisywał sytuacji, na którą zareagowałem niedowierzaniem. Dość powiedzieć, że opowiadaną przez Death Stranding historię spokojnie dałoby się upakować w dużo mniejszą liczbę godzin, i to bez utraty jej atrakcyjności. A tak gracze w pewnej chwili będą musieli zderzyć się ze ścianą i mam spore obawy, że część z nich powie wówczas – „nie, mam dość”.
Death Stranding – czy warto kupić?
61 godzin i 42 minuty – tyle dokładnie zajęło mi przejście Death Stranding. Czy żałuje? Nie. To było naprawdę niezwykłe doznanie, które mógłbym porównać chyba tylko z moim pierwszym spotkaniem ze starusieńkim Dune. Owszem, zdarzają się tu dłużyzny, monotonia rozgrywki potrafi wymęczyć, a sama fabuła w pewnej chwili może nie wystarczyć do tego by skutecznie przytrzymać nas przed ekranem. Mimo wszystko jednak bawiłem się w Death Stranding nadzwyczaj dobrze i pewnie jeszcze na chwilę zawitam do tego świata, by odkryć resztę skrywanych w nim tajemnic. Dlatego też moja odpowiedź na postawione wyżej pytanie brzmi - warto kupić i zagrać.
Jeśli jednak ktoś oczekiwał wielkiej rewolucji, która nagle zmieni całą branżę gier to pewnie srodze się zawiedzie. Bieganie z przesyłkami z pewnością nią nie jest. Niczym nowym nie jest też główna mechanika polegająca na przyłączaniu kolejnych baz i schronów prepersów do sieci chiralnej. Tu kłania się system wież z Assassin’s Creed.
61 godzin i 42 minuty – tyle dokładnie zajęło mi przejście Death Stranding. Czy żałuje? Nie, to było naprawdę niezwykłe doznanie.
W Death Stranding jest coś niezwykłego. Coś co niepokoi, intryguje, olśniewa, rozpala zmysły i pozostawia w zadumie nad dalszym naszym losem. A że jednocześnie w niektórych momentach nuży…no cóż, nie ma rzeczy absolutnie doskonałych. Jak dla mnie Hideo Kojima dał radę. Plaża już chyba nigdy nie będzie kojarzyć mi się wyłącznie z wakacjami.
Ocena końcowa Death Stranding:
- wciągająca, okryta nimbem tajemnicy historia
- niezwykle sugestywny, postapokaliptyczny świat
- świetna oprawa wizualna z rewelacyjnymi modelami postaci
- fenomenalnie odwzorowane emocje na twarzach bohaterów
- doborowa obsada aktorska
- cała masa dodających dramatyzmu ujęć filmowych
- pozornie prosta, ale niesamowicie wkręcająca rozgrywka
- oryginalne i zaskakująco satysfakcjonujące połączenie zabawy dla pojedynczego gracza z elementami gry sieciowej
- absolutnie fenomenalna muzyka
- porażajaca wręcz dbałość do szczegóły
- momenty burzenia czwartej ściany
- doskonały klimat
- Hideo Kojima!
- mocno zagmatwana, niełatwa w odbiorze fabuła potrafiąca zmęczyć całą masą dodatkowych informacji
- niezwykle irytująca fizyka pojazdów
- niepotrzebne wydłużanie gry
- zabawa polegająca na dostarczaniu przesyłek nie każdemu się spodoba
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
super - Grywalność:
dobry
Ocena ogólna:
Grę Death Stranding potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Sony Interactive Entertainment Polska
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- Metal Gear Solid V: Phantom Pain - pierwszy i ostatni taki Metal Gear
- Najgoręsze, najbardziej oczekiwane gry II połowy 2019 roku
- Call of Duty: Modern Warfare - wielka ucieczka przed własnym sukcesem
Komentarze
24- bo symulator kozy byl juz zajety
Przecież te ceny nie są normalne.
Dobrze że chociaż będzie można zobaczyć tą grafike w poprawionej wersji na PC. A póki co można zagrać w wersje alpha na konsoli.
Cóż. Tekst na benchmarku też niełatwy w odbiorze...