Recenzja PS5 po roku – czyli co zdało egzamin, a co okazało się być totalną klapą
19 listopada 2020 roku – dokładnie wtedy w naszym kraju oficjalnie zadebiutowała konsola PS5, nowa generacja od Sony. Po roku od premiery odczuwam lekki niedosyt, ale z nadzieją patrzę w przyszłość. Dlaczego? Tego dowiecie się z naszej recenzji!
Kto nie czekał na PS5? Wiem, wiem, zaraz posypią się komentarze, że nikt, bo na benchmark.pl rządzi PCMR. No ale przecież jedna platforma nie wyklucza drugiej, no nie? Dlatego ja napalałem się na premierę PlayStation 5 jak łysy na grzebień. Dlaczego? Powodów było kilka, szczególnie, że praktycznie całą już poprzednią generację przespałem. Wtedy jeszcze nie mogłem sobie pozwolić na zakup takiego sprzętu.
Pierwszy powód? Chyba każdy, kto nie miał w swoim domu PS4 chciał zagrać w takie produkcje jak The Last of Us 2, Uncharted, Bloodborne czy Ghost of Tsushima. Powód numer dwa - świadomość tego, jakie tytuły miały zadebiutować w 2021 roku na PS5 jeszcze bardziej dolewała oliwy do ognia. Wtedy mało kto spodziewał się, że kolejne 12 miesięcy „skończą” się jedynie na Returnal, Ratchet & Clank: Rift Apart i DEATHLOOP (które dostępne jest jednak również na PC).
Jest jeszcze jedna rzecz w PS5, która wzbudzała we mnie potężny „hype”. Chodzi oczywiście o nowy kontroler - DualSense. Choć wtedy nie miałem pojęcia jakie możliwości oferuje to cudeńko, to czytając pierwsze zapowiedzi, a później recenzje wiedziałem, że to będzie przełom, jeśli chodzi o gamepady. No i jak dodamy do tego te wszystkie zapowiedzi, że 4K przy 60 k/s to nie ma co się dziwić, że mozolnie odliczałem dni do oficjalniej premiery. Stąd też, gdy odebrałem konsolę swoją własną PS5 moja radość była tak ogromna, że na kilka dni totalnie zapomniałem o otaczającym mnie świecie i bardzo szybko udałem się w podróż w nową generację z nadzieją, że ta cała „podjarka” była uzasadniona. A jak jest na prawdę? Cóź… Cytując już klasyka „No, tak średnio bym powiedział”. Dlaczego tak uważam? Tego dowiecie się poniżej.
Gry na wyłączność? I to na nową generację? Chyba śnisz…
Od pewnego czasu przechodzę przez, jak ja to nazywam, „kryzys gracza”. Ogólnie polega on na tym, że biblioteka gier stale się powiększa, a ja zamiast nowo zakupione gry ogrywać i pomniejszać moją kupkę wstydu, po prostu odkładam je na później, które nigdy nie następuje. Dlaczego o tym wspominam w kontekście recenzji PS5? Otóż miałem po cichu nadzieję, że konsola Sony będzie swego rodzaju takim moim remedium na ową przypadłość, przez wzgląd na „exclusive’y”, które Sony tak mocno promowało. A jak to wypadło w praktyce? Pierwszy tydzień z konsolą – dumnie odpalam zremasterowane Demon’s Souls i mozolnie przechodzę przez kolejne poziomy. Następnie wjeżdża Spider-Man: Miles Morales. Gra się wyśmienicie, DualSense bryluje, po czym następuje zderzenie z rzeczywistością, czyli z brakiem kolejnych „eksów”.
Nadrabiam zatem zaległości z poprzedniej generacji, jednocześnie zastanawiając się „kurczę, coś tu nie gra. Gdzie te wszystkie super hity na PS5?”. Mijają miesiące, a blockbasterów pokroju Horizon: Forbidden West, God of War: Ragnarok czy choćby Forspoken, dla których tak naprawdę zdecydowałem się na zakup PlayStation 5, jak nie było, tak nie ma.
Domyślam się, że część z Was pomyśli pewnie „No ale stary, na co Ty narzekasz, jak pisałeś wcześniej, że przegapiłeś całą poprzednią generację”. I fakt, macie tutaj sporo racji, z tym że jeśli weźmiemy pod uwagę całą kampanię marketingową, która w dużej mierze opierała się na pompowaniu balonika,z „eksami”,w rolach głównych to finalnie dochodzimy do wniosku, że jest dobrze, ale miało być o niebo lepiej.
Grafika na miarę nowej generacji? Raczej szukanie złotego środka
Po cichu liczyłem, że nowa generacja od początku będzie oferować fotorealizm przy zachowaniu możliwie najwyższej wydajności. I choć faktycznie przy paru tytułach mogłem takiego efektu doświadczyć, to wciąż uważam, że jest to jedynie wierzchołek góry lodowej. Sony od dawna bowiem celuje ze swoimi produktami w graczy, którzy właśnie graficzne bajery stawiają na pierwszym miejscu. Tymczasem tytuły na nową generacje, które wpisują się w taki właśnie kanon, możemy policzyć na palcach jednej ręki.
Co istotne, problem pojawia się również przy optymalizacji. W większości przypadków mamy możliwość wyboru pomiędzy trybem jakościowym, a wydajnościowym. Pierwszy stawia na grafikę w 4K kosztem płynności, która oscyluje w granicy 30 k/s. Nie oszukujmy się, za dużo to to nie jest. Nie w tym tkwi jednak problem. W czym zatem? W większości tytułów, w które miałem okazję zagrać, doświadczyłem spadku FPS-ów, czasem nawet do takiego stopnia, że musiałem odpalić grę na nowo. Fakt, zdarzają się produkcje, które śmigają bardzo stabilnie lub spadek jest praktycznie nie odczuwalny, jednak oczekiwałem po nowej generacji raczej pewnej stabilności we wszystkich tytułach.
Tryb wydajnościowy natomiast pozwala nam cieszyć się „stabilnym” poziomem 60 k/s przy rozdzielczości 1080p lub 4K, jednak wtedy mamy do czynienia już z rozdzielczością dynamiczną. Tu również pojawia się problem optymalizacji, jednak akurat w tym przypadku nie jest to tak bardzo odczuwalne. Powiedzmy sobie jednak szczerze – mało kto oczekuje po nowej generacji, aby grać w 1080p, wszak taką rozdzielczość zapewniało nam już "zwykłe" PS4. Każdy czeka na coś więcej. Na coś, co odciśnie swoje piętno na całej generacji i takim czymś zdecydowanie powinna być jakość idąca w parze z wydajnością. Na razie pozostaje nam obejść się smakiem.
Sony tanio gier nie sprzeda
Póki co, wiemy już, że zarówno eksów, jak i wystrzałowej grafiki na PS5 na razie próżno szukać. Do tego dochodzi kolejny problem – ceny. Gry na konsole stały już swego rodzaju towarem luksusowym, co wiążę się z wysokimi kosztami. I o ile kolosalne ceny można w pewien sposób obronić (COVID, koszty produkcji i wymagany czas na dopracowanie tytułu) o tyle dziwi mnie brak alternatyw. Dla porównania sprawdźmy, jak radzi sobie tu konkurencja. Microsoft ma bowiem w zanadrzu coś, na co japoński gigant do tej pory nie może znaleźć odpowiedzi – Xbox Game Pass. Za kilka dyszek miesięcznie z automatu dostajemy dostęp do setek gier, a spora część z tych świeżo debiutujących trafia do tej usługi już w dniu premiery. Przykłady? Age of Empires 4, Forza Horizon 5 czy zbliżające się Halo Infinite, nie wspominając o multiplatformowych tytułach takich jak Back 4 Blood czy Outriders.
DualSense na ratunek
O ile na gry i ceny można ponarzekać, o tyle złego słowa nie da się powiedzieć o DualSense. Ten kontroler to po prostu prawdziwa REWOLUCJA! Chyba mało kto spodziewał się, że tak bardzo namiesza on w świecie gamingu. Wystarczy wspomnieć o haptycznych wibracjach, które już same w sobie czynią kontroler DualSense wyjątkowym. Dlaczego? Już tłumaczę. W zależności od terenu, po którym stąpamy zmienia się również to, w jaki sposób go odczuwamy. Śnieg, pustynny piasek, trawa, czy spadające krople deszczu – dzięki DualSense faktycznie poczujemy, jakbyśmy znaleźli się w grze. Adaptacyjne triggery również trzymają wysoki poziom. Zupełnie inny opór odczujemy podczas korzystania z pistoletu, karabinu sniperskiego czy łuku, co jeszcze bardziej podkręca uczucie realizmu.
Jedyne do czego można się przyczepić to brak gier (znowu), które w znaczącym stopniu korzystają z tych wszystkich funkcji. Najlepszym podsumowaniem będzie fakt, że praktycznie jedyna produkcja, która w pełni korzysta z tych wszystkich „ficzerów” to nomen omen świetne Astro’s Playroom. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że to gra, która te bajery miała pokazać. Z drugiej jednak chyba zgodzicie się ze mną, że czasu na opracowanie kolejnych tytułów było sporo. I nie mam na myśli tutaj gier pokroju AAA. Równie dobrze mógłby to być jakiś „indyk”, który w podobny sposób co wspomniane Astro, pokazałby możliwości jakie drzemią w DualSense.
Szybkie ekrany wczytywania? To lubię!
Już od kilkunastu lat wiadomo, że dysk SSD potrafi znacznie przyspieszyć niejednego, nawet dość sędziwego peceta. Stąd też ciekawy byłem jak to wpłynie na działanie gier na PS5. Na szczęście tutaj się nie zawiodłem. Z każdą produkcją jaką miałem do czynienia, czy to bezpośrednio na PS5, czy w ramach wstecznej kompatybilności, wszystkie ładowały się bardzo szybko i płynnie. Nawet Wiedźmin III, który mocno irytował szczególnie ekranami wczytywania przy korzystaniu z szybkiej podróży, daję radę, co pozwala w pełni zanurzyć się w growy świat.
O ile do samego działania SSD nie mogę się przyczepić, o tyle muszę trochę ponarzekać na pamięć konsoli. Od momentu zapowiedzi spekulowano, czy te lekko ponad 800 GB pamięci to wystarczająca ilość. Jakoś nie za bardzo chciałem w to wierzyć. No i miałem rację. Praktycznie pamięci wystarczyło mi może na maksymalnie 10 gier z segmentu AAA. Fajnie, że z ostatnią aktualizacją istnieje opcja rozszerzenia pamięci, bo nie ukrywam, że jest to konieczne. Pytanie tylko, dlaczego tak późno?
Kolejny rok przede mną, czyli co jeszcze chciałbym sprawdzić
Zdaję sobie sprawę, że jest jeszcze masa rzeczy, których do końca nie przetestowałem. Jedną z nich są niewątpliwie słuchawki Sony Pulse 3D, które do spółki z DualSense powinny zapewnić uczucie jeszcze większej immersji. Ciekawy jestem również, jak prezentowałyby się gry na jakimś telewizorze stworzonym z myślą o nowej konsoli. No i przede wszystkim z niecierpliwością czekam na kolejne premiery wielkich hitów. Jestem niezmiernie ciekawy, jak wyglądać będą przyszłe gry, ale również w jakim stopniu studia wykorzystają możliwości DualSense.
PlayStation 5 po roku od premiery okiem zagorzałego konsolowego fana
Spodziewałem się więc, że i PlayStation 5 pod względem nextgenowych gier nie będzie dla nas zbyt łaskawe przez pierwsze kilka miesięcy. Ale kilka, a nie ponad rok. Owszem, po drodze był niezły Returnal i fenomenalny, nowy Ratchet & Clank, ale one tylko podkręciły apetyt na więcej, które w tym roku już się nie pojawiło. Jasne, po części winę za to ponosi pandemia, która zmusiła deweloperów do zmiany sposobu pracy. Tyle, że z planu wszystkich tych wielkich zapowiedzi wynika, że prawdziwy wysyp tytułów dla PS5 będzie miał miejsce gdzieś od końca 2022 roku. Horizon Forbidden West nie liczę, bo on akurat miał pojawić się na tegoroczne święta i, jak wiemy, zostawił nas z niczym. Szkoda, bo nowe PlayStation mogło ten rok kończyć z przytupem. A tak…
W swoim podsumowaniu Seweryn wytknął PS5, że nowa konsola Sony cały czas balansuje pomiędzy wydajnością, a jakością. I jest w tym trochę racji. Sam nie mam z tym jakiegoś wielkiego problemu, w zasadzie zawsze wybieram 4K i mniejszą liczbę klatek. Zresztą na dobrym telewizorze mocny tytuł broni się sam. Dlatego w tej materii cierpliwie czekam, bo jestem więcej niż pewny, że PS5 dopiero odkrywa przed nami swoje możliwości.
Narzekać za to mogę na… słuchawki Sony Pulse 3D i kontroler DualSense. Te pierwsze może wyglądem nie powalają, ale naprawdę dobrze sprawują się w grach generując zaskakująco przyjemny, przestrzenny dźwięk. DualSense to inna para kaloszy. Ten nowocześnie wyglądający kontroler zrobił na mnie przepotężne pierwsze wrażenie. Tylko co z tego, skoro dalsze wykorzystanie jego patentów jest tak słabe. Niby producenci chwalą się wsparciem adaptacyjnych triggerów, dzięki którym każda broń zachowuje się inaczej, a ja podczas gry w ogóle tego nie czuje. I nie jest to kwestia przyzwyczajenia. Ot, doznania są słabe. Po cichu liczę jednak, że w nadchodzących „eksach” DualSense jeszcze pokaże na co go stać.
Oczywiście, dałoby się tu pomarudzić na więcej rzeczy, a choćby na wspomniany już wyżej brak konsol w sklepach i sztuczne windowanie cen. Nawet rozbudowa o dodatkowy, wewnętrzny dysk SDD do tanich tu nie należy. To wszystko pewnie w niedalekiej przyszłości jakoś się unormuje. Nie da się jednak odzyskać straconego czasu, a mam wrażenie, że Sony trochę przespało pierwszy rok życia swojego nowego PlayStation.
Jakby nie patrzeć konkurencja mocno urosła w siłę i już ma gotową całkiem niezłą listę hitów na najbliższy rok (przynajmniej tych o których już wiemy). Ba, mają nawet świąteczny blockbuster, czyli Halo Infinite. A co mają posiadacze PlayStation 5? Ano właśnie. Dlatego moja ocena pierwszego roku PS5 to 3,5/5. Na całe szczęście 2022 zapowiada się znacznie, znacznie lepiej.
PlayStation 5 – czy warto kupić?
Z jednej strony z bólem muszę przyznać, że obecnie nie warto kupować PS5. Z drugiej jednak powiem, że to zależy od tego, czego oczekujecie po nowej konsoli Sony. Jeśli tak jak ja przespałeś poprzednią generacje i od dawna chciałeś ograć największe hity z PS4, to zdecydowanie polecam zakup. Jeśli natomiast spodziewasz się graficznych fajerwerków i gier, które już przed premierą będzie można określić prawdziwym dziełem sztuki, to sugerowałbym jeszcze trochę poczekać. Już początkiem 2022 roku na PS5 zadebiutuje Horizon Forbidden West oraz Gran Turismo 7. Nie wspominając o God of War: Ragnarok, które prawdopodobnie również zadebiutuje w przyszłym roku. Jeśli Microsoft nagle nie wyciągnie asa z rękawa, to zapowiada się rok, które spokojnie może należeć do Sony.
PlayStation 5 po roku - co się udało, a co nie?
- haptyczne wibracje, które faktycznie pozwalają doświadczyć czegoś nowego
- adaptacyjne triggery, dzięki którym gry potrafią nabrać dodatkowej głębi
- Ray Tracing, o ile dana gra go oferuje
- bardzo szybkie wczytywanie się gier
- nieźle działająca wsteczna kompatybilność
- wciąż niezłe PS Plus, które daje też możliwość ogrania największych hitów z PS4
- wciaz niezmiennie ciche działanie konsoli nawet pod dużym obciążeniem
- nadal brak większych tytułów "ekskluzywnych", które stanowią o sile konsoli
- wysokie ceny zarówno konsoli, jak i dedykowanych jej gier
- jakość czy wydajność - stary dylemat powraca
- ogólny problem z dostępnością PS5
Komentarze
32Drugi fakt jest taki, że na konsolę jeszcze ludzi stać, a na bardzo wydajnego PC już prawie nikogo.
O tym co sie nie udało jak dla mnie
- opozniona obsluga vrr
- opozniona obsluga m.2,
- nadal mozna uslyszec grające cewki w niektorych grach.
To są rzeczy ktore mozna bylo dopracowac. Ilosci gier nie oceniam bo to kwestia czego kto oczekiwal.
Co jednak najbardziej cieszy to to, że wreszcie konsole mają SSD i coś lepszego niż tabletowy procesor, bo to niesamowicie ograniczało gry poprzedniej generacji.
macie literówkę