Gra może przyciągnąć przed monitory jedynie osoby, które mają w domach ołtarzyki wzniesione na cześć Księcia. Zobacz wyniki testów i wideo.
Duke Nukem Forever |
Platformy: PC, X360, PS3 |
Gatunek: strzelanka |
Tryb gry: Single/Multi |
Premiera w Polsce: 10 czerwca 2011 |
Cena: 140 zł (PC) |
PEGI Ograniczenia wiekowe |
Wymagania procesor: AMD Athlon 64 X2 2 GHz / Intel Core 2 Duo 2 GHz pamięć RAM: 1 GB karta graficzna: Radeon HD 2600 / GeForce 7600 dysk twardy: 10 GB system: Windows XP, Vista, 7 |
Damn, I'm NOT so good |
Czy warto? Z prawdziwą przykrością stwierdzamy, że nie. Nie oczekiwaliśmy megahitu - mieliśmy po prostu nadzieję na dobrą zabawę. Duke zawodzi. Zamiast triumfalnego powrotu Księcia otrzymujemy przeciętną, nużącą i na dodatek drogą strzelankę. |
Mocne strony |
postać Księcia • niskie wymagania sprzętowe |
Słabe strony |
kiepsko przemyślana rozgrywka • słaba grywalność • irytujące przerywanie akcji • tyle lat czekania i taka cena? |
Powrót z zaświatów
Choć w redakcji nie brakuje fanów Księcia, to przyznamy, że nie oczekiwaliśmy po Duke Nukem Forever nieziemskiego hitu. Założyliśmy, że stworzenie radosnej wyrzynki prosiakowatych kosmitów, mając do dyspozycji postać Duke'a nie będzie specjalnie wymagającym zadaniem. Okazało się, że to wyzwanie przerosło twórców. Duke Nukem Forever stał się legendą, jako gra, która nigdy się nie ukaże. Gdy w końcu się ukazał, okazało się, że nie ma wiele do zaoferowania.
Rozgrywkę rozpoczynamy od małej retrospekcji, po czym przenosimy się do czasów obecnych. Duke Nukem żyje w chwale jako narodowy bohater i garściami czerpie życiowe przyjemności. Wredni kosmici połatali jednak w końcu ostro skopane przez Księcia tyłki i powracają, początkowo mamiąc Ziemian pokojowymi negocjacjami. Ich paskudna natura szybko wychodzi na wierzch i gdy ich diaboliczny plan odsłania się w całej przerażającej grozie, szczęka opada nawet dla samego Księcia. Te świnie porywają najładniejsze ziemskie laski! Szybko jednak zbiera ją z podłogi i zabiera się za to, co potrafi najlepiej. Czas obić kilka świńskich ryjów.
Hail to the King?
Krótka rozgrzewka paluszków i zasiadam do Duke Nukem Forever. Już po pierwszych kilkunastu minutach czuję, że coś jest nie tak. Spokojnie, będzie lepiej. Mija następnych kilka godzin, powstrzymuję ziewanie i narastającą irytację na coraz głupsze pomysły twórców gry. Oglądam się tęsknie za ramię, gdzie czeka na mnie niedokończony L.A. Noire. Poczucie obowiązku wygrywa, trzeba zacisnąć zęby i wspomagając się guaraną oraz multiwitaminą jakoś dotrzeć do końca. Ufff. Jakie spostrzeżenia?
Przede wszystkim: jeśli liczyliście na odprężającą rozwałkę wieprzowiny przerywaną wyłącznie tekstami ulubionego mięśniaka, to będziecie srodze zawiedzeni. Twórcy zamiast ciągłej przeróbki niekoszernego mięsa serwują nam na przemian nieco akcji, następnie zabawę zdalnie sterowanym samochodzikiem, znów nieco strzelania, potem bezsensowną bieganinę korytarzami, dla odetchnięcia znów nieco rozwałki, skakanie zmiaturyzowanym Księciem po stolikach by dostać się do przycisku otwierającego drzwi, parę strzałów, przerwa, poszukiwanie wibratora... Taki model rozgrywki jest nie dość, że męczący, ale po prostu upierdliwy i irytujący. Archaiczne pomysły zaczerpnięto wprost z produkcji z ubiegłego wieku i trudno dociec co przyświecało twórcom, że skazali nas na takie męki. Dobrze, że nie kazali jeszcze szukać niebieskiego, czerwonego i zielonego klucza do otwierania kolejnych drzwi. To miała być po prostu dynamiczna i radosna gra akcji. Co oni z tym zrobili!?
Mięso
Możliwości Księcia są bardzo zbliżone do tego co pamiętamy z Duke Nukem 3D, choć oczywiście wprowadzono pewne innowacje. Książe pozbawiony broni palnej może przyłożyć w zęby, złapać jakiś przedmiot i cisnąć w stronę nieprzyjaciela. Wśród giwer znajdą się między innymi doskonale znany RPG, trzylufowy karabin maszynowy, czy też shotgun. Nie zabrakło broni zmniejszającej, granatów, min laserowych, czy paru spluw obcych. Książe może także zasiadać za bronią stacjonarną, gdzie ma do dyspozycji nieograniczoną amunicję, ale musi uważać na przegrzewanie się narzędzia mordu.
Naszą żywotność określa wskaźnik Ego. Możemy go rozwijać wykonując czynności poboczne, czy też dokopując wyjątkowo wielkiemu bossowi. Do czynności dodatkowych należy zaliczyć wizytę na siłowni, przejrzenie się w lustrze swojemu boskiemu odbiciu, czy nabicie odpowiedniej ilości punktów na flipperze. Całkowicie zrezygnowano z apteczek, hołdując dzisiejszej modzie, która stwierdza, że umierający bohater osłonięty od pocisków w ciągu kilku sekund odzyskuje pełnię możliwości.
Duke może przed walką golnąć browara, co podniesie jego wytrzymałość, bądź przełknąć garść sterydów, co pozwoli mu dosłownie rozrywać przeciwników gołymi rękami. Ogłuszonego przeciwnika można wykończyć w specjalny sposób, niektórzy mogą też doprowadzić do walki wręcz, co wygląda całkiem efektownie, zwłaszcza gdy Książe trzyma świńskiego kosmitę za kły. Do naszej dyspozycji pozostawiono także hologramy, czy też Wzrok Duke'a - możliwość widzenia nawet w całkowitych ciemnościach. Całkowitą nowością jest możliwość prowadzenia pojazdów. Nie spodziewaliśmy się żadnych innowacyjnych rozwiązań. To co zaprezentowali twórcy, powinno w zupełności wystarczyć do dobrej zabawy. Jakim więc cudem z ekranu wieje taką nudą?
Oprawa audiowizualna
Oczywiście nie ma co liczyć na to, że nienajnowszy silnik olśni nas fajerwerkami graficznymi. Z miejsca widać, że engine jest leciwy i jedynie podrasowany dodatkowymi efektami. Grafika jest kanciasta, mało szczegółowa i z lekka przedpotopowa. Trzeba przyznać, że momentami wygląda ciekawie, ale jedynie gdy zastosowane efekty przesłaniają widoczność (np. podczas pierwszej walki z bossem na boisku piłkarskim).
Jego niezaprzeczalną zaletą są niewielkie wymagania sprzętowe. W Duke Nukem Forever można komfortowo grać w najwyższych ustawianiach na sprzęcie średniej klasy. Twórcy wyposażyli silnik w skromny model zniszczeń, co jednak dodaje rozgrywce nieco kolorytu.
W parze z mocno średnią grafiką idą niestety nieciekawie zaprojektowane poziomy, a pomysły twórców na "urozmaicenie" rozgrywki wywoływały u nas nieodmiennie zgrzytanie zębów. Całe szczęście, że oprawa audio stoi na niezłym poziomie, choć napisanie, że ratuje tą produkcję, byłoby zbyt wielkim nadużyciem. W grze usłyszymy dynamiczne rockowe kawałki oraz teksty wypowiadane głosem Johna St. Jona - tego samego aktora, który użyczył Duke'owi głosu czternaście lat temu.
Nie można powiedzieć, że w grze nie było momentów, przy których można się dobrze bawić. Owszem, są, ale trwają krótko. Mieliśmy wrażenie, że twórcy gry obserwują nas bacznie przez ukrytą kamerę i gdy tylko rozgrywka robiła się przyjemniejsza, natychmiast psuli zabawę przerywając akcję i żądając wykonania absurdalnych czynności.
W grze zaimplementowano też tryb multiplayer. Można się w nim całkiem ciekawie pobawić, chociaż nie zawiera on nic, czego by nie miały inne gry. Są nowości, na przykład takie, że zamiast flagi przeciwnika musimy zdobyć laseczkę. ;-). Nie zasługuje to jednak na miano prawdziwej innowacyjności.
Z żalem i przykrością stwierdzamy, że Duke Nukem Forever stanowi luźno połączony zlepek różnych pomysłów, który zupełnie się nie sprawdza. Byliśmy gotowi wybaczyć Księciu nawet archaiczną oprawę graficzną, ale grywalność tej produkcji jest bardzo niska.
Polecamy także:
- Wiedźmin 2 w 3D - wideo, galeria, testy i wrażenia
- DiRT 3 - optymalne karty graficzne
- L.A. Noire - gameplay i recenzja
- Wiedźmin 2: Zabójcy Królów - optymalne karty graficzne
- Mortal Kombat - powrót najbrutalniejszej z gier