Wojna na luzie?
Cannon Fodder, choć stanowi totalną antytezę Commandosów, tak przecież wychwalanych w innym miejscu naszego artykułu, z całą pewnością zasłużył sobie na obecność w elitarnym gronie stu gier XX wieku. Po raz pierwszy usłyszeliśmy o niej w 1993 roku za sprawą Sensible Software – studia w pewnych kręgach kultowego, autorów legendarnego Sensible Soccera.
Cannon Fodder dość luźno i humorystycznie podchodziła do tematyki wojny, co na samym wstępie sugerowała już zabawna rysunkowa oprawa graficzna. Szybko stało się jasne, że żelazne zasady realizmu raczej nie będą miały w tym wypadku miejsca. I rzeczywiście – w konwencji strategii czasu rzeczywistego kierowaliśmy oddziałem kilku komandosów, którzy bez cienia wątpliwości wychowywali się na najlepszych filmach Sylwestra Stallone. W pojedynkę niszczą całe brygady atakujących z każdej strony przeciwników, wypełniając przy tym coraz trudniejsze zadania. Sporadycznie wspierani byli różnej maści pojazdami.
Zabawa była wyjątkowo prosta, ograniczała się w zasadzie do umiejętnego i odpowiednio szybkiego strzelania – tak, by uprzedzić w tej kwestii przeciwnika. Trudno było jednak odmówić tej koncepcji grywalności, a hasło reklamowe twórców gry - "Wojna jeszcze nigdy nie była tak fajna" – z pewnością nie było zabiegiem czysto marketingowym. Z drugiej strony, chyba troszkę na wyrost, budziło one spore kontrowersje. Niemcy tradycyjnie zakazali jej sprzedaży w swoim kraju, argumentując to propagowaniem dobrej zabawy płynącej z zabijania.
W 1994 roku ukazała się druga część Cannon Fodder (reklamowana hasłem "Dotychczas wojna była tak fajna tylko raz") i choć znalazła ona spore grono sympatyków, z drugiej strony zarzucano jej przesadnie wysoki poziom trudności, a tym samym drastyczną obniżkę poziomu grywalności. W przyszłości – za sprawą Codemasters – miała pojawić się wersja na PSP, jednak prace zostały wstrzymane. Fani mobilności znaleźli pocieszenie na telefonach komórkowych.